POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI SENTYMENTALNY BLEJTRAM | INPIRACJA ANNA JUREK
Witajcie!
Są czasami
takie momenty w życiu, że człowiek zatrzymuje się w swym codziennym zabieganiu,
momenty, w których myśli i refleksje przywołują dawne wspomnienia – bezpieczny
azyl i szczęśliwą przystań. A jeśli azyl i przystań zbiegiem przeznaczenia
można odnaleźć w starym zdjęciu, to znak, by uwiecznić je w dopieszczonej
formie. Też tak sądzicie? Ciekawi jesteście, o czym dzisiaj będzie? Skoro tak
enigmatycznie i refleksyjnie? Zapraszam dalej! Zaczynamy!
O tym, że
kocham blejtramy i o tym, że kocham mixmedia, pewnie już wiecie, jeśli ten blog
odwiedzacie regularnie. Kocham też wszelkie zabiegi artystyczne, scrapbooking,
fotografie, robótki ręczne… Kocham życie rodzinne, pielęgnowanie relacji, no i
kocham też swój dom … Pielęgnuję pamięć
o przodkach, delektuję się każdym wspomnieniem, które buduje moją
teraźniejszość i to, kim jestem dzisiaj … Cenię każde doświadczenie wiedząc, że
jest częścią mojego rozwoju wewnętrznego.
Im jestem
starsza ( a wierzcie mi, jestem już dość stara JJJ ), tym bardziej cenię prozę życia i tym mniej zabiegam o jego
blichtr… I być może dlatego właśnie powstał akurat taki projekt : dzieciństwo,
bliskość, miłość, poczucie absolutnego szczęścia i spokoju … Marzenia – te
wielkie i te maleńkie, te spełnione, a także te, których nie udało się
zrealizować … Zwyczajne życie i zwyczajne rzeczy – sukienka z okrągłym
kołnierzykiem, spodenki na szelkach, ziemniaki z kwaśnym mlekiem i kanapka ze
słodką śmietaną… Miś z urwanym oczkiem i samochodzik bez jednego koła… Moje liche
włosy, z których zawsze zjeżdżała gumka, palce, na które wiecznie musiałam
uważać, bo przecież - fortepian… Proste problemy, które wydawały się końcem
świata, choć były zaledwie jego początkiem. Cóż to był za piękny świat! Mama z
absolutnie wspaniałymi lśniącymi lokami, pachnąca pudrem z PEWEXu, malująca swe
kształtne paznokcie przy kuchennym stole z aromatyczną kawą wystaną w długiej
kolejce. Piękna i przepracowana … Tatko – niespożyta energia i kreatywność
wyższego stopnia wtajemniczenia, pochylony nad deską kreślarską w maksymalnym
skupieniu i wciąż czujny nad świeżo położonym na kalkę tuszem, bo przecież dwa
zagrożenia dla pracochłonnego projektu czyhające nie wiadomo gdzie J Babcia podśpiewująca przy kaflowym piecu niezliczone melodie i
pieśni, jej dłonie troskliwe wyszywały najpiękniejsze serwety, sweterki i
wszelkie smaki mojego pysznego dzieciństwa. Ta, która rozkochała mnie w polnych
kwiatach i wiankach na głowę, dzięki której gotowanie wciąż jest fascynującą
podróżą w krainę smaków i zapachów … Dziadzio, chłop jak dąb, któremu trzeba
było na koniec sprawić superdługą trumnę, bo nogi jak stąd na księżyc, a serce
podobnie złote! Zapalony rybak, który sprowadzał do kuchni babci całe ławice
pstrągów, karpi i sandaczy, w wielkich wodorach, albo w podobnie przepastnym
gumowanym fartuchu stukający młoteczkiem w obcasiki czółenek, które eleganckie
damy przynosiły do jego warsztatu. Ten facet, który zrobił dla mnie pierwsze koncertowe
pantofelki, bym z klasą prezentowała się na recitalu fortepianowym. Ten facet,
który zaszczepił we mnie poczucie własnej wartości, wiarę, dumę i godność i
zawsze dodawał mi skrzydeł. Ten, do którego przychodzę do teraz, bo nikt nie
pocieszy tak, jak on, choć od trzydziestu niemal lat już go tutaj nie ma…
I wreszcie
on – główny bohater mojego dzisiejszego projektu, mój niewiele młodszy brat.
Gość, który zanim urodziło się kilka lat później pozostałych trzech naszych
braci, był moim jedynym obiektem siostrzanej miłości, nienawiści, zainteresowania
i pogardy… najlepszym przyjacielem i największym wrogiem J głównym prześladowcą i moją ulubioną ofiarą JJ towarzyszem zabaw i obiektem ataków JJJ
Nie dajcie
się zwieść pozorom, że projekt powstał na kanwie malarskiej, gdyż właśnie
nakreśliłam Wam prawdziwą kanwę – dzieciństwo w domu z malowanymi na biało
drzwiami, Syrenka dziadka stojąca pod oknem dużego pokoju, haftowane na eksport
obrusy babci, kwiaty w wazonach – zimą bibułkowe, naftowe lampy na kredensie z
firanką, a na ścianach obrazy w ramach ze startą i przygaszoną złotą farbą. Metalowe
dodatki, karty do gry, które umilały długie wieczory, albo bliższe i dalsze
wycieczki. Tusze, kalki w tubach i teczka taty, puder Yardley kupowany za
dolary i żakardowe suknie mamy oraz moje szkolne fartuszki z haftowanym przez
babcię kołnierzykiem. Oczywiście szmaciane lalki, misie bez oczu i autka bez
kół. Raj na ziemi!
Po tym
arcydługim wstępie, zapewne zrozumiecie wszystko – dlaczego taki projekt i
dlaczego taka kolekcja i takie dodatki.
Kiedy zdjęcie jest stare i stare są łączące się z nim wspomnienia, kolekcja musi być adekwatna, prawda? Przejrzałam swoje szpargały – bo przecież kupuję w obłąkańczym amoku, nie wyrabiam z przerabianiem tego wszystkiego, gromadzę niczym chomik z zaburzeniem obsesyjno-kompulsywnym, leży to potem wszystko i czeka, i czeka… Wybrałam czekającą od lat kolekcję OLD MANOR Mintay Papers, która obfituje w motywy ornamentalnych fasad, odrapanych sztukaterii i gzymsów, w książki w skórzanych oprawach, w antyki i to nieuchwytne „coś”… ( nie wstawię linku, papierów już w sklepie nie ma…)
Szefowa sporo
ostatnio mówi o dawnych kolekcjach papierów, o projektach na bazie nieco już
zapomnianych wzorów; scrapbooking jest
przecież świetny niezależnie od tego, czy kupicie najnowszą nowinkę i
niezależnie od tego ile za to cudo zapłacicie.
No i chyba
się zainspirowałam tym podejściem, choć przez niemal rok pracy w DT wierzyłam,
że powinnam prezentować projekty na bazie nowości, żeby były ciekawe, żeby się
podobały… A dzisiaj całkowicie przeciwnie – projekt na bazie totalnej staroci,
choć wciąż mam nadzieję, że ciekawy i że się spodoba.
No to
wytłumaczę się jeszcze z faktu, o co chodzi z tymi dziurami… J No nie wiem, ja po prostu tak lubię… nie znoszę symetrii i
„grzeczności” – nosiłam co prawda z lubością grzeczne sukieneczki ze ślicznymi
kołnierzykami, ale lubiłam też swobodę ogrodniczek i chlupot wody w wysokich
gumowcach J Uwielbiałam te
wypady na ryby, odrażały mnie jedynie robaki na wędce – żywe… grrr…!!!
Zresztą,
uświadomiłam sobie właśnie, że już we wcześniej prezentowanych wpisach (https://blogcraftvena.blogspot.com/2024/06/nature-academia-w-roli-gownej-inpiracja.html
oraz https://blogcraftvena.blogspot.com/2024/03/in-full-bloom-mediowy-kurs-na.html)
darłam i szarpałam płótno malarskiego podobrazia. Nie robię tak za każdym
razem, ale w inspiracjach i kursach prezentowanych na blogu tak się właśnie
złożyło. Daje to, myślę, ciekawy efekt i wprowadza nieco „pazura” do projektu –
dla tych, co lubią… Ci, co nie lubią, oczywiście pozostają w klasycznej wersji J
Drewno ramy
oraz płótno ( tam, gdzie ono jest…J) zagruntowałam białym
gesso, a po wyschnięciu (celowo mówię: „wyschnięciu”, a nie
„wysuszeniu” – większość mediów zachowuje się inaczej w procesach samoczynnych
i pod wpływem strumienia gorącego powietrza z nagrzewnicy, jak nie muszę – nie
suszę!) użyłam pasty
strukturalnej z efektem spękań i przetarłam ją oddając na płótnie
wzór maski
Mintay. Pastą „objechałam” nonszalancko brzegi i zewnętrzne
krawędzie podobrazia. Zostawiłam do swobodnego wyschnięcia, co jest absolutnie
KONIECZNE w przypadku mediów pękających! ( piszę o tym więcej tutaj: https://blogcraftvena.blogspot.com/2023/10/kurs-w-halloweenowym-klimacie-pracownia.html,
a także tutaj: https://blogcraftvena.blogspot.com/2023/12/kurs-mediowe-bombki-anna-jurek.html)
Zaś po wyschnięciu – najlepiej pozostawić na kolejny dzień – podmalowywałam rozwodnioną
przez psiknięcia wodą z atomizera mgiełką
Salvaged Patina oraz proszkami Magicals
_ Deutsch Desserts_Alexandra Renke, o których mówiłam ze szczegółami
w
kursie na blejtram z motylem i w ostatniej inspiracji na wyspiarską
makietę.
Pod płótno
podobrazia wsunęłam poszarpane fragmenty dużych arkuszy kolekcji OLD MANOR
ozdobionych fragmentarycznie odbitym ze stempla wzorem rybackiej sieci, co
doskonale nawiązuje do wielkiej pasji mojego dziadka, a szarpania i nierówne
brzegi papieru w jakiś sposób symbolizują hafciarskie zainteresowania babci.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym papieru nie dotknęła pędzlem J zatem podbarwienia są i tutaj. A skoro mowa o warstwach pod płótnem –
kleiłam je tworząc dystanse z tektury ( recykling) i dodatkowo formując zwilżony
papier palcami. Spójrzcie jak to wygląda przestrzennie:
Oczywiście
najbardziej do tego przestrzennego efektu przyczynia się rozbudowana kompozycja
ułożona na płótnie – ale oczywiście NIGDY w centralnym miejscu – w myśl mojej
żelaznej zasady, że symetria to zło J i nie działa dobrze w takich projektach…
Tak więc na
asymetrycznie umiejscowionej kompozycji „centralnej” znajduje się niejako
podbudówka dla tekturowej ramki ze zdjęciem dwóch szkrabów – i nie wiadomo, czy
dziewczynka grzeczniejsza od chłopca J ale z pewnością niech Was nie zwiedzie anielska twarzyczka mojego
brachola … Byliśmy siebie warci! JJJ
W
kompozycji aż kipi od elementów wyciętych z arkusza do wycinania (uwielbiam
wycinać!), ale użyłam także złoconych ramek Tima Holtza i porozrywanych Mintay
chippies, gessowanych czarnym
gesso i pociągniętych po wyschnięciu woskami
Finnabair. Woski zresztą widzicie też i na brzegach i krawędziach
ramy, i na ozdobnych spękaniach pasty strukturalnej, i w niezliczonych
miejscach kanwy, użyłam ich też do zabarwienia metalowych elementów Ideaology
( o technikach barwienia metalu mówiłam tutaj: https://blogcraftvena.blogspot.com/2024/05/kurs-na-modziezowy-gadzet-anna-jurek.html)
Zdjęcie,
tak cenne, bo mające już ponad 40 lat! umieściłam w tekturowej ramce, którą – a
jakże – barwiłam wspomnianymi mgiełkami i proszkami, a później również woskami.
Odbiłam też na niej wzór. To dawny, już nieobecny na sklepowych półkach, zestaw
stempli Ciao Bella. Stemplowanie jest zresztą częścią zbudowanego przeze mnie mixmediowego
tła, a wyróżnia się zdecydowanie liczba 2 uzyskana najnowszym stemplem
Tima Holtza i symbolizująca
nasz duet nie-do-pod-ro-bie-nia J Niech posmak naszych możliwości dadzą Wam takie choćby przykłady: próba
łapania kuleczki rtęci wyciekłej z rozbitego termometra, bo ten kto ją złapie i
zje będzie zwycięzcą! (wciąż żyjemy, więc jak się domyślacie, babcia w porę
interweniowała J),albo podpalona
wykładzina w naszym pokoju, czy może obcięte samodzielnie włosy… JJJ
Dużą,
niewątpliwie, ozdobą kompozycji jest wycisk z foremki, którą posiadam w
zasobach – korzystałam z ulubionej masy
plastycznej Stamperia i wymienionych wyżej mediów. Kwiatki to
oczywiście kwiaty Prima.
Materiały różne, różni producenci, dziwne połączenia, ale kolor zawsze – mój
styl! Który pewnie się zmieni , jak zmieniam się ja – od haftowanych
sukieneczek po gumiaki uwalone rzecznym mułem. Całe życie i wciąż.
To wszystko
na dziś, moi Kochani. Mam nadzieję, że starociowa ramka, pomimo, że ze starszej
kolekcji papierów i z wciąż nowymi mediami, przypadła Wam do gustu. Zachęcam
Was do powrotów do przeszłości od czasu do czasu, dosłownie i w przenośni.
Tym większą
mam nadzieję, że projekt Wam się spodobał, ponieważ jest to mój ostatni projekt
dla Craftveny … Spotkamy się jednak znów – już po raz ostatni – w pożegnalnym
wpisie za dwa tygodnie. Już teraz bardzo serdecznie Was zapraszam. Będzie to
dla mnie bardzo szczególne spotkanie.
Do
zobaczenia!
Ania
Komentarze
Prześlij komentarz