czwartek, 28 marca 2024

IN FULL BLOOM! MEDIOWY KURS NA ARTYSTYCZNY BLEJTRAM | ANNA JUREK

 

Witajcie!

Dzisiaj chciałabym zaprosić Was na kurs – będzie mediowanie, „papierowanie”, „mixvenkowanie” – jednym słowem kombinowanie :) Będzie też, jak to w kursach, które dla Was opracowuję, spora dawka wiedzy o produktach i technikach, jakie zastosowałam w pracy. Ciekawi? Zaczynamy!


W gruncie rzeczy nie wiem od czego zacząć … hahaha :) Mam natłok myśli i chaos, nad którym staram się zapanować… Mówienie o mediach jest trudne, pisanie tym bardziej. Uprzedzę Was także, o czym być może wiecie, że prac mediowych nie da się wykonać jako wiernej kopii – ja sama nie zrobiłabym bliźniaka, pomimo, że pracowałam nad pierwowzorem, wrażenia wciąż świeże, pamięć (pomimo peselu) jeszcze działa…

Wynika to z tego, że kurs taki jest w zasadzie bardziej czytaniem baśni, niż gotowaniem z przepisu – tutaj nie określimy dokładnie ile czego, w jakich proporcjach i jak długo, jednak rozbudzimy wyobraźnię i pokłady twórczej energii.  Zatem dzisiejszy nasz wspólny czas będzie raczej lekcją, której temat obejmie posługiwanie się pastami i proszkami aktywowanymi wodą, budowanie struktury i warstwowości, zabawę w kolory, tworzenie kompozycji artystycznej, łączenie różnorodnych materiałów jako elementów spójnej całości, kreatywność jako poszukiwanie nowych, nieodkrytych ścieżek i rozwiązań, płynne poruszanie się w asortymencie dostępnym na rynku, poszukiwanie własnego stylu, inspirowanie się, a nie kopiowanie, tożsamość i autentyczność. Co Wy na to? Dużo jak na jedną lekcję? Nie zrażajcie się – postaram się podać to w pigułce :)

 

ETAP 1 – DOBÓR KOLORÓW

Pracujemy natchnieni najnowszą kolekcją Prima Marketing, czyli In full bloom. Jeżeli ciekawi jesteście, jak się prezentuje, zapraszam do obejrzenia na YouTube Craftveny live’a Nowe Craftvenowe nr.187 – ja obejrzałam i przepadłam! Kolekcja jest przeurocza! Kwiecista, kolorystycznie upajająca, pastelowa, akwarelowa, bardzo w swym wydźwięku ciepła, romantyczna, powiedziałabym nawet, że to swoisty hołd naturze. Taką ją poczułam i taki projekt zakiełkował mi w głowie. Wiedziałam, że powstanie na gruncie podobrazia malarskiego, którego, co prawda, nie dostaniecie w Craftvenie, ale jest to powszechnie dostępny produkt – sklepy dla plastyków, markety, działy artystyczne, księgarnie, sklepy papiernicze, itp. Format na którym pracowałam to 25x35 cm – ale jest to tylko sugestia dla Was. Polecam natomiast nie mniejszy, większy – jak najbardziej.


Pierwszym etapem powstawania projektu była praca koncepcyjna + dopasowywanie produktów pod względem palety kolorystycznej – a tę starałam się dobrać do arkuszy kolekcji, na które się zdecydowałam –  różowawe tło z margaretkami i stokrotkami, no i on – ten przepiękny, gigantyczny motyl o rozpiętości skrzydeł wynoszącej w przybliżeniu 28 cm! Zaplanowałam, że popracuję ( i Wam podpowiem, jak to robię) na proszkach Magicals oraz pastach Lunar i Solar. A żeby dobrać kolory pod kolorystykę papierów, zrobiłam próbniki, co bardzo polecam, ponieważ po rozwodnieniu proszki mogą niejednokrotnie diametralnie zmienić barwę. Nie dajcie się zwieść złudnemu wrażeniu, że kolor proszku w słoiczku, to ten sam kolor, co mokry produkt nałożony na podłoże – ponieważ najczęściej nie! W dalszej części na bieżąco podlinkuję Wam kolory, których używam.

 

ETAP 2 – STRUKTURA

Skoro wiemy, jakie papiery pójdą pod palce, przygotowujemy podobrazie – zaczynamy od zrobienia w nim … dziury. Poważnie. Moja jest spora – jakieś 18x20 cm. 


Jak widzicie w prawym górnym rogu zdjęcia, przygotowałam do wykorzystania również zdeptaną porządnie tekturę po jajkach 20 szt ( taka tektura ma wymiary ok. 22x28 cm). Pomysł ten zrodził się jako alegoria dla motywu plastra miodu, który przewija się w kolekcji In full bloom.

Po zrobieniu dziury w płótnie, zabieram się więc za zagruntowanie zarówno mojej kanwy, jak i „jajkowej” tektury, białym gesso Finnabair.  Wykorzystuję dwie takie tekturowe plansze – jedną zachowuję w całości, drugą wycinam wokół kształtu nadanego przez zgniatanie – otrzymuję coś na kształt kółeczek – małych i dużych. Lecz nie powiem Wam, ile dokładnie ich wyciąć – im więcej, tym lepiej. Będziemy ich używać do zbudowania czegoś nieokreślonego – inspirowanego wspomnianym plastrem miodu, lecz nie tylko – do udekorowania skrzydeł motyla, do zbudowania kompozycji strukturalnej wokół powstałego otworu odkrywającego wewnętrzną warstwę kanwy. Im więc liczniej przygotujecie te elementy, tym bardziej komfortowa będzie praca – niczego Wam nie zabraknie w dalszym etapie tworzenia.


Pracuję i pracować będę na silikonowej macie kuchennej – a dla wtajemniczenia – działam na kuchennym blacie, który jest przestronny, doświetlony, łatwy do wyczyszczenia w razie zachlapań, no i blisko mi do zlewozmywaka – będę wkrótce wielokrotnie myć dłonie, pędzle i szpachelki, no i przede wszystkim maski – robię to natychmiast po użyciu, dzięki czemu moje akcesoria są czyste, schludne, niemal jak nowe, pomimo wielokrotnego użycia. (czyszczę je szczoteczką i kuchenną pastą)

 

ETAP 3 – TWORZENIE FAKTURY I TŁA

Drę wspomniany różowy arkusz z rumiankami, margaretkami, stokrotkami, czy jak je zwać – nie rozróżniam, kompletnie mnie to przerasta… :) Przyklejam te fragmenty, lecz część płótna pozostawiam bez papieru. Zaczynam zabawę mediową. Posługuję się proszkami Magicals z zestawu "Deutsch Desserts" zaprojektowanego przez Alexandrę Renke, a konkretnie kolorami Golden Apfel Strudel (żółty), Berliner Filling Fuchsia (różowy). Rozkręcam się powoli i za chwilę odważę się również na mocniejsze tony – (fiolet) Plum Knodel Purple oraz kolor Martian Magenta z zestawu Nuneka's Outer Space. Oba zestawy są to proszki typu shimmer, czyli mocno nabłyszczone, połyskujące, wręcz nasączone brokatem i lśniącymi drobinkami.




 Jak pracować z proszkami?

A) Można posługiwać się nimi na zasadzie akwareli : odrobinę proszku nałożyć do naczynka (polecam paletę do mediów Spectrum Noir) i zapsikać wodą z atomizera (z dowolnego zużytego produktu, albo taka ) – w zależności od proporcji wody i proszku, możną uzyskać różną intensywność koloru. No i dalej to już pędzel i nakładanie na podłoże.

B) Można też nałożyć proszek bezpośrednio na powierzchnię, popsikać, rozprowadzić strużkę w pożądanych kierunkach za pomocą pędzla lub poprzez przechylanie obiektu. Tutaj trzeba pamiętać, że jest to medium „wodoaktywne”, czyli kolor, niby suchy, wciąż może się aktywować i wchodzić w reakcje (!) z pigmentami innych, później użytych kolorów. Wówczas takie „strużkowanie” może dać zaskakujące, niezaplanowane efekty, a różne kolory mogą fantastycznie się blendować i tworzyć dodatkowe, nowe połączenia i odcienie. Jednym słowem, pole do eksperymentowania!

C) Można również zwilżyć grunt za pomocą atomizera lub pędzla, a potem dodać ostrożnie proszek za pomocą narzędzi precyzyjnych, takich jak łyżeczka Nuvo Tonic Studios. Takie użycie gwarantuje większą kontrolę nad procesem twórczym, pewne bezpieczeństwo, dodatkowo także większą koncentrację połysku na mniejszej powierzchni. Wypróbujcie i tę metodę!

D) Proszki oczywiście nadają się świetnie do mieszania z mediami bazowymi typu gesso, pasta strukturalna, ale również z mediami na bazie alkoholu, z żywicami, oczywiście także z gipsem. I również – w zależności od zastosowanych ilości i proporcji, uzyskać można różną intensywność koloru danego medium. Mankament takiego użycia? Trudno uzyskać identyczny odcień przy „dorabianiu” kolejnej porcji.

W barwieniu mojej kanwy wykorzystałam sposoby A, B, C eksperymentując, błądząc , obserwując, itd. W pracy z mediami charakterystyczne jest to, że nie sposób do końca przewidzieć efektu naszych zabiegów – należy jednak pamiętać, że tu nie ma błędów, każdy efekt jest świetny, każdy da się zmienić, a ostatecznie w razie „dramatu” wszystko można zagessować i zacząć improwizację od początku :) Z pewnością wskazówką, jaką mogę Wam dać, niech będzie pewna powściągliwość – pracujcie etapami, obserwujcie. Pamiętajcie, że dużo łatwiej jest coś przyciemnić, niż rozjaśnić – dodać, niż odjąć.  A inną sugestią niech będzie mój styl pracy – zaczynam od barw jasnych, a później w miarę oceny sytuacji, dawkuję ostrożnie te mocne tony – bo wiecie, z nich wycofać się już nie da. Wtedy właśnie wchodzi opcja gesso i od nowa :) Ale to też opcja, zatem odwagi – zabawa z mediami jest przednia, a im więcej próbujecie, tym większa odwaga. U mnie to już czasem brawura … :)


Dodaję więc tych ciemniejszych tonów i staram się wokół rozdarcia zrobić coś na kształt cieniowania. Te ułożone wokół otworu kółeczka nie są jeszcze absolutnie przyklejone, coś tam sobie próbuję ułożyć, wyobrazić, ponieważ pracuję intuicyjnie, spontanicznie, z lekkością i radością tworzenia.

Wykorzystuję ponadto superwyjątkowe magicals - Magical shaker w kolorach Grab a Guy Gold  oraz Aged Copper. To też są proszki, ale o ile wcześniej wspomniane charakteryzowały się w miarę wyrównanym lśnieniem ze złotawą lub srebrnawą poświatą, te są nieco inne – producent określa ich formułę jako mikrokryształki, które aktywują się pod wpływem wody (ale też alkoholu) dając wielotonowe plamy barwne. Zasada użycia jest identyczna – zwilżyć powierzchnię, sypnąć, rozprowadzić lub niekoniecznie, ponieważ infuzja zachodzi samoczynnie – wilgoć przyciąga pigment niczym magnes. Ale wiecie co daje naprawdę najciekawsze, najbardziej nawarstwione powłoki? Sypnąć, zwilżyć, rozprowadzić , sypnąć ponownie na wilgotne miejsce, pozostawić do wyschnięcia, powtórzyć. Spójrzcie, jaki piękny efekt:



Widzicie te maleńkie grudeczki? Coś nieprawdopodobnego, jaka to koncentracja koloru! No i te blendujące się plamy barwne z obszarami mniejszego i większego nasycenia – petarda!

Zresztą spójrzcie na zbliżenie mojego próbnika magicalsowego, od razu widać, że właściwości fizyczne tego pozornie niemal identycznego, pod względem chemicznym, produktu różnią się znacznie :


Wybaczcie nonszalancję tego próbnika… :) Kreska rubryczek, pismo mogłyby być staranniejsze, ale nie o to chodzi, prawda? Ma to być po prostu funkcjonalna pomoc i ułatwienie, nie chodzi tu o perfekcję i chirurgiczną precyzję… mam nadzieję :) Natomiast bez zarzutu funkcjonuje cienkopis, którym skrobałam po papierze :) Polecam!

 

ETAP  4 – PASTY OZDOBNE

Nadchodzi czas na zabawę pastami Lunar i Solar, oba typy są fantastycznie kremowe i łatwe w rozprowadzaniu, mają świetne właściwości kryjące i schną stosunkowo szybko, zaś po wyschnięciu – zachowują się w przedziwny sposób – są sztywne, ale nie twarde w sposób diamentowy, pod naciskiem zachowują sprężystość i elastyczność niczym silikon łazienkowy albo guma – próbowałam  wbić paznokieć – struktura powoli wraca do pierwotnego kształtu. Zadziwiające! Nie da się ich ukruszyć, ani urwać.

Różnica tkwi zatem nie w ich właściwościach fizycznych , a w chemicznych – takich jak barwa. Pasty Solar, zgodnie z sugestią nazwy, są jasne, „nasłonecznione”, opalizują pastelowymi barwami. Z kolei linia Lunar to barwy jednolite, bardziej satynowane niż metalizowane, ale efekt, to zupełnie inny wymiar niż znane dość powszechnie pasty Finnabair, które są naprawdę twarde, skamieniałe, bardziej ustrukturyzowane dzięki zawartości miki, ziaren piasku, elementów tworzyw sztucznych, itp.

Rozgadałam się… Wracamy do tematu!  Zgodnie z przygotowanym wzornikiem przekonuję się, że wszystkie naszykowane odcienie są świetne i postanawiam, że wykorzystam je wszystkie! Biorę więc jedną z moich ulubionych masek - liczby AB Studio, szpachelkę i odkręcam słoiczki past royal flush, overheated, shooting star i gruppy.




Staram się uzyskać coś na kształt blendujących się kolorów past, to znaczy – biorę na szpachelkę jedną z past, rozcieram gdzie popadnie, potem kolejną, itd. Prezentuje się to mniej więcej tak:



Zauważcie, że smarowałam szpachelką także boki projektu, niejednokrotnie tworząc „rant” – to ma na celu zabezpieczenie papieru przed odchodzeniem od podłoża i takie „zlanie” w zwartą i zamkniętą strukturę.

 

ETAP 5 – MOTYW GŁÓWNY – MOTYL

 Przechodzę do kolejnego etapu – czas na wycięcie motyla – giganta. Posługuję się nożyczkami z serii Tima Holtza i uwalniam motyla z arkusza.


Wiem już, że i on za chwilę będzie lśnił oprószony magicznymi proszkami.


 

Szybkie spojrzenie na wzornik, aby zdecydować, jakich kolorów użyję, by motyla „podrasować”, ale nie zafundować mu całkowitej metamorfozy jak z programu w telewizji.



Pracuję z proszkami w sposób, który określiłam literą A, nakładając na skrzydła rozwodniony preparat niczym akwarelę poprzez pociągnięcia pędzelkiem precyzyjnym, zaś korpus barwię sposobem C – na zwilżoną powierzchnię nakładam odrobinę proszku, tapuję nadając kolor i blask z zachowaniem kształtu korpusu. Ponadto chlapię, miejscami stosuję także preparaty magical shaker w sposób, jak opisałam wcześniej.

Po podmalowaniu, skrzydła zaczynają lśnić bajecznie! Zobaczcie tylko:



Jak już mówiłam, pracuję etapami – daję motylkowi czas na swobodne wyschnięcie, ponieważ mam nieodparte wrażenie, że zmediowany papier suszony nagrzewnicą staje się kruchy, szorstki, wolę naturalne procesy nad „technologicznymi”, jakoś mi przyjemniej w dłonie – nie potrafię tego do końca opisać – jakieś dziwne wrażenie zmysłowe – ale papier suszony nagrzewnicą jest dla mnie nieprzyjemny w dotyku i taki sztywny, jak nie papier. Wyjdzie na to, że mam bzika, ale podobno każdy ma jakiegoś :)

Po przeschnięciu dodaję ciut jeszcze pigmentów pogłębiając wyraz. Przez kilka lat uważnego śledzenia technik pracy mediowych guru, nauczyłam się przede wszystkim tego, że warstwa nakładana na wysuszoną już warstwę czyni głębię na płaskim. Brzmi to jak paradoks, ale to się autentycznie sprawdza. Pamiętajcie jednak podstawową zasadę, że mokre na mokrym się blenduje, a mokre na suchym się nawarstwia. W przypadku proszków magicals, może się zdarzyć i tak, że mokre na suchym się zblenduje – nie szalejcie z wodą przy kolejnych warstwach, nakładanie musi także być staranne, niemalże punktowe.

To jest ten moment kiedy wpadam na pomysł, że kółeczka uzyskane z „jajkowej” tektury, świetnie mogą ozdobić skrzydła motyla! Doznaję zastrzyku twórczej adrenaliny i do głowy wpada mi kolejny pomysł – przedziurkowanie tektury i wepchnięcie do niej nitów . I nawet nie wyjęłam nitownicy – klej na gorąco załatwił sprawę. Co do nitów – zdecydowałam się na takie. A na nity poszły mixvenki! Użyłam wybranych z miksu pojedynczych klasyków w różowym i pomarańczowym kolorze, a także maleńkich obręczy  w żółtych tonach. Generalnie rzecz biorąc, użyjcie, jakie macie – każde są śliczne i zawsze znajdziecie idealne dla Waszego projektu! Dodajcie ich tu i ówdzie – niech motyl zacnie prezentuje się w przestworzach. Dorzućcie też płatków miki naturalnej – u mnie jest ona ruda. No i zaraz zobaczycie także, że i na skrzydła dostało się co nieco wspomnianych past – wiecie, dodatkowa struktura, połysk … cóż powiedzieć innego jak to, że „diabeł tkwi w szczegółach”!




ETAP 6 – TWORZENIE KOMPOZYCJI

Robi się ciekawie – jesteśmy coraz bliżej finiszu. Ale spokojnie, to i tak jeszcze kilkaset oddechów :)

Jeśli widok wyciętej dziury z wciśniętym wewnątrz jajkowym opakowaniem nieco Was niepokoił bądź przerażał, mam wreszcie dobre wieści : sporo tego zasłonimy :) Po co więc robić, skoro nie widać??? Trochę jednak będzie widać – jeżeli realizujecie ze mną ten kurs, sami zobaczycie, że i na tym etapie jest możliwość manewru – nadmiar uwidocznionego wnętrza można zabudować elementami kompozycyjnymi, zbyt mały otwór, można podkroić, ciut podmalować płótno gdzie trzeba, jednym słowem praca z mediami i z kompozycją przestrzenną dlatego jest tak wielką frajdą, że tutaj nic nie może pójść źle!

Zobaczcie więc długo wypracowywany efekt końcowy:




No to teraz w telegraficznym skrócie opowiem o budowaniu kompozycji.
  • Pamiętacie wycięte płótno? Zrolowałam, skleiłam na gorąco i podłożyłam pod spód korpusu motyla, aby go nieco unieść.
  • Do środka otworu dopychałam tekturowe kółeczka i kwiaty chcąc uzyskać efekt jak gdyby mój motyl wyfruwał z jakiejś zamkniętej przestrzeni.
  • Rozciągnęłam płótno w dolnym lewym rogu i naderwałam papier w prawym górnym - dla dodatkowego otwarcia kompozycji.
  • Posłużyłam się elementem wyciętym z arkusza do wycinania (księga), który umieściłam na kawałku tektury , tak aby móc wsuwać pod spód inne, mniejsze elementy.
  • Grafika kompozycji kwiatowej na lewym skrzydle motyla zainspirowała mnie do zbudowania kompozycji mocno warstwowej złożonej z piętrowo układanych dużych margaretek i tych mniejszych, tekturowych kółeczek w dwóch rozmiarach oraz elementów drukowanych na kalce – a konkretnie motywom florystycznym oraz pszczołom – no bo skoro mamy parafrazę plastra miodu, obecność całego roju jest w pełni uzasadniona.
  • Kompozycja wyciągnięta jest diagonalnie z zachowaniem pewnej asymetrii w ilości dekoracji. Dlaczego? Hm… to projekt inspirowany naturą odrodzoną do życia w pełnym rozkwicie (tłumaczenie z ang.: in full bloom) , a w naturze symetria nie istnieje!
  • Kanwa wzbogacona punktowo opisywanymi mixvenkami poprzez nakładanie ich pędzlem umoczonym w gel medium – dla trwałości sklejenia, klej introligatorski nie poradzi!
  • Wszystkie elementy kompozycji przyklejałam z kolei nie żałując kleju na gorąco, który zastygając tworzy twarde i skuteczne dystanse między warstwami kompozycji. Posługiwałam się pistoletem Sizzix i przydatnym dla niego stojakiem

 Domyślam się, że jedno zdjęcie nie wystarczy… :) Serwuję kolejne:





Żegnam się z Wami z wdzięcznością za wspólnie spędzony czas! Mam nadzieję, że skorzystacie ze wskazówek i podpowiedzi oraz, że wiedza, którą się z Wami dzielę, zachęci Was do tworzenia w technikach mixmediowych – no i że da Wam to wiele satysfakcji!

Ania


0 Komentarzy:

Prześlij komentarz