czwartek, 14 marca 2024

MIXMEDIOWY SHADOW BOX | ANIA JUREK

 

Witajcie!

Mamy wreszcie marzec – niby jeszcze zima, ale w sercach i wyobraźni szaleje już wiosna, prawda? Także u mnie – i to chyba od lutego :) Mam więc dzisiaj dla Was propozycję iście wiosenną, a nawet wprowadzającą w nieco letnie klimaty. Za wcześnie? Może, ale jeśli pomoże to przywołać Panią Wiosnę, to jestem na tak! Chcecie zobaczyć więcej? Zapraszam!




Pozostaję w zachwycie nad prezentowaną w ostatnim moim poście (kartki wiosenno-wielkanocne) kolekcją Spring is here – nowością Mintay Papers. A kolekcja ta oprócz cudownych pastelowych barw posiada też, jak to Mintay Papers , wspaniałe grafiki. Szczególnie zachwycił mnie arkusz nr 01 przedstawiający widok na fasadę domu z okiennicami na pierwszym planie. Od razu pomyślałam, że to obraz sam w sobie, że wymaga jedynie ramy i można wieszać na ścianie! Aż myśl ta zakiełkowała jako pomysł na mixmediowy shadow box, który zawieszę w swojej „scrapowni”. Niestety, na główny styl wnętrz mojego domu, wybrałam minimalizm i nowoczesną formę, zatem coś takiego nie będzie pasowało w salonie, ale pokątnie, w mojej własnej, „dziewczyńskiej” przestrzeni lansuję modę na romantyzm w kobiecym wydaniu – a tam będzie pasowało bez wątpienia :)

W realizacji mojej koncepcji pomocne okazały się, jak zawsze, materiały i narzędzia kupione w sklepie Craftvena. A wierzcie mi – słowa mają moc! I jak coś kupisz w Craftvenie, to z CRAFT WENĄ nie ma problemu! :)

Poleciało więc, jak z bicza trzasnął i oto mam owoc moich poczynań twórczych tuż obok – jeszcze na biurku – bo zaraz opowiem Wam o wszystkim, co doprowadziło do jego powstania. A jak już spiszę, co chciałabym Wam przekazać, zawiśnie w jakimś godziwym miejscu – gdzie promienie wiosennego słońca będą rozświetlać wszystkie zakamarki tego przestrzennego cudeńka. Gotowi? Zaczynamy!



Pierwszym etapem pracy było przyklejenie arkusza na podkład – zdecydowałam się na shadow box Happy Scrap, jednak zrezygnowałam z listew z kompletu, a obłożyłam ramę wyciskiem z masy plastycznej – do przygotowania wycisku użyłam foremki Primy Marketing #930448, jednak cegły czy kafle betonowe z łatwością przygotować można i bez użycia foremki. Wyciski przyklejałam na heavy body gel Finnabair . Miejscami i po krawędziach dodałam także pasty strukturalnej z efektem spękań.




Kolejnym krokiem było nadanie tym „betonowym” blokom barw – a tu nie miałam umiaru (rzadko miewam… :) ) i posłużyłam się kilkoma typami produktów mediowych. Po pierwsze miką - zestaw vintage roses. Proszków używałam jak akwareli – rozwodniony produkt nakładałam na wysuszoną masę plastyczną, a dla zaakcentowania barw nakładałam preparat bezpośrednio na powierzchnię za pomocą zwilżonego pędzla (Uwaga! Zabieg taki należy robić wyjąwszy uprzednio odrobinę miki z pojemnika, nie wkładajcie mokrego pędzla do środka!). W ten sposób uzyskałam bazowe tony kolorystyczne. Następnie pracowałam z mgiełkami distress oxide, a konkretnie mgiełką salvaged patina, mgiełką rustic wilderness, mgiełką scorched timber oraz mgiełką spiced marmelade robiąc chlapania, lecz nie psikania. No i na końcu użyłam także wysokopigmentowego preparatu magicals w kolorze Grab a guy gold, który nadał głębokie, rdzawo – złote, plamiaste tony i ożywił betonowe bloki.

Ponieważ jednak całość bardzo zlewała się z wnętrzem, a mnie zależało jednak na wyeksponowaniu ramki, bo dzięki temu lepiej uda mi się uzyskać efekt przestrzenności i głębi, zastosowałam także najnowszy kolor z serii distress - scorched timber, a dokładnie mixmediową kredkę, do podkreślenia wszelkich brzegów i krawędzi, a robiłam to przez nakładanie produktu i rozcieranie palcem – dla zblendowania, po czym ponownym nakładaniu z aplikatora – dla całkowitego wyostrzenia krawędzi.



Zauważcie, że zabieg barwienia wykonałam również wewnątrz na uprzednio nałożonej wspomnianej wyżej paście strukturalnej o ciekawym efekcie spękań. A barwień dokonywałam w sposób taki, aby kolor proszków miki korespondował z barwą brzegu arkusza – w ten sposób dodatkowo potęguję efekt przestrzenności i czynię całość kompozycji spójną, bo przeciągam to co dzieje się en face również na boki ramy.



Nieodzownym elementem projektu okazała się gałąź udająca drzewo przytulone do muru okalającego fasadę. Przykleiłam ją pistoletem Sizzix do kleju na gorąco. A ponieważ wyobraźnia podsunęła mi obraz letniego ogrodu rozświetlonego lampeczkami na sznurze – wykorzystałam foremkę Finnabair Vintage Light Bulbs #969578 oraz żywicę krystaliczną , a uzyskane w ten sposób żarówki pociągnęłam po wyżłobieniach pastą woskową w kolorze złoto królewskie, po czym owinęłam złotym drucikiem florystycznym i zawiesiłam na „drzewie”. Natomiast listki wycinałam wykrojnikiem Tima Holtza #665208 wcześniej barwiąc biały papier bazowy wspomnianą już rozwodnioną miką Finnabair z zestawu vintage Roses.



Czym jednak byłby wiosenno-letni ogród bez kwiatów? Mamy więc mnóstwo kwiatów wycinanych ręcznie z arkuszy kolekcji – w taki sposób zawitało w naszą przestrzeń również całe stado motyli :) – ale, jak widzicie, poza kwiatami wycinanymi są i kwiaty przestrzenne. Część to mój podarunek od Dominiki Paśnickiej – Sionek, bladoróżowe kwiaty z tkaniny, które trzymałam na jakiś specjalny projekt, Dominika dziękuję! Część, to kwiaty foamiranowe mojego wyrobu – powstały dzięki niedostępnym już w sklepie wykrojnikom kwiatowym Gemini by Crafter’s Companion, zaś sam foamiran barwiłam tuszami distress oxide  w kolorach tattared rose, saltwater taffy oraz kitsch flamingo. Oczywiście, tworząc kwiaty, wykorzystywałam obszerne pęczki pręcików. A ponadto całe mnóstwo "żwirku" , a także drobne mikrokuleczki, jakie miałam w swoich zasobach.

Zwieńczeniem projektu jest embossowany pudrem Ranger w kolorze marigold napis Home z HDFu nieobecnej już na rynku marki Woodouts ( i prawdopodobnie wzięłam do projektu ostatni egzemplarz w sklepie – wybaczcie…) Jeśli zaś chodzi o embossing, wykorzystywałam oprócz pudru również embossing dabber, czyli wygodny aplikator tuszu, dzięki któremu praca jest szybsza, czystsza i przyjemniejsza. Dodatkowym atutem jest też fakt, że dzięki płynnej konsystencji w dużej ilości zamknietej szczelnie w buteleczce z nakrętką, tusz naprawdę nie wietrzeje i doskonale zachowuje swoje właściwości przez bardzo, bardzo długi czas – co nie zawsze można powiedzieć o tuszach w poduszce. Osobiście zastanawiam się, dlaczego Ranger nie zdecydował się dotąd wprowadzić na rynek takich aplikatorów tuszy distress i distress oxide… Tak czy inaczej, liczę, że to kiedyś nastąpi :) no i kończąc temat napisu – po pokryciu go warstwą zgrzanego pudru, umoczyłam paluszek w paście woskowej w kolorze patyny i pociagnęłam fragmentarycznie po napisie. A napis zamontowałam na „podwyższeniu” zrobionym z kilku warstw transparentnego kleju na gorąco.




Zaś specyfiką shadow boxa, jest warstwowość wewnętrzna, spójrzcie więc jak drobnymi zabiegami poziomowania elementów wewnątrz poradziłam sobie z tym aspektem:




Zabawa przy realizacji projektu była przednia! A moje serce spragnione wiosennego słońca i żywych kolorów, dostało sporą tego dawkę. Jednak z całą pewnością nie tak dużą, by starczyło do lata :) Zatem w kolejnym wpisie za dwa tygodnie przedstawię Wam dalszą porcję wiosennych wrażeń, ale żeby nie było nudy, czymś postaram się Was zaskoczyć. Czym konkretnie? Zapraszam – wkrótce się przekonacie :)

Ania


0 Komentarzy:

Prześlij komentarz