MIXMEDIOWY SHADOW BOX | ANIA JUREK
Witajcie!
Mamy wreszcie
marzec – niby jeszcze zima, ale w sercach i wyobraźni szaleje już wiosna,
prawda? Także u mnie – i to chyba od lutego :) Mam więc dzisiaj dla Was
propozycję iście wiosenną, a nawet wprowadzającą w nieco letnie klimaty. Za
wcześnie? Może, ale jeśli pomoże to przywołać Panią Wiosnę, to jestem na tak!
Chcecie zobaczyć więcej? Zapraszam!
Pozostaję w
zachwycie nad prezentowaną w ostatnim moim poście (kartki wiosenno-wielkanocne)
kolekcją Spring is
here – nowością Mintay Papers. A kolekcja ta oprócz cudownych
pastelowych barw posiada też, jak to Mintay Papers , wspaniałe grafiki.
Szczególnie zachwycił mnie arkusz nr 01 przedstawiający widok na fasadę domu z
okiennicami na pierwszym planie. Od razu pomyślałam, że to obraz sam w sobie,
że wymaga jedynie ramy i można wieszać na ścianie! Aż myśl ta zakiełkowała jako
pomysł na mixmediowy shadow box, który zawieszę w swojej „scrapowni”. Niestety,
na główny styl wnętrz mojego domu, wybrałam minimalizm i nowoczesną formę,
zatem coś takiego nie będzie pasowało w salonie, ale pokątnie, w mojej własnej,
„dziewczyńskiej” przestrzeni lansuję modę na romantyzm w kobiecym wydaniu – a
tam będzie pasowało bez wątpienia :)
W realizacji mojej
koncepcji pomocne okazały się, jak zawsze, materiały i narzędzia kupione w
sklepie Craftvena. A wierzcie mi – słowa mają moc! I jak coś kupisz w
Craftvenie, to z CRAFT WENĄ nie ma problemu! :)
Poleciało więc, jak
z bicza trzasnął i oto mam owoc moich poczynań twórczych tuż obok – jeszcze na
biurku – bo zaraz opowiem Wam o wszystkim, co doprowadziło do jego powstania. A
jak już spiszę, co chciałabym Wam przekazać, zawiśnie w jakimś godziwym miejscu
– gdzie promienie wiosennego słońca będą rozświetlać wszystkie zakamarki tego
przestrzennego cudeńka. Gotowi? Zaczynamy!
Pierwszym etapem
pracy było przyklejenie arkusza na podkład – zdecydowałam się na shadow
box Happy Scrap, jednak zrezygnowałam z listew z kompletu, a
obłożyłam ramę wyciskiem z masy
plastycznej – do przygotowania wycisku użyłam foremki Primy
Marketing #930448, jednak cegły czy kafle betonowe z łatwością przygotować
można i bez użycia foremki. Wyciski przyklejałam na heavy
body gel Finnabair . Miejscami i po krawędziach dodałam także pasty
strukturalnej z efektem spękań.
Kolejnym krokiem
było nadanie tym „betonowym” blokom barw – a tu nie miałam umiaru (rzadko
miewam… :) ) i posłużyłam się kilkoma typami produktów mediowych. Po pierwsze miką
- zestaw
vintage roses. Proszków używałam jak akwareli – rozwodniony produkt
nakładałam na wysuszoną masę plastyczną, a dla zaakcentowania barw nakładałam
preparat bezpośrednio na powierzchnię za pomocą zwilżonego pędzla (Uwaga!
Zabieg taki należy robić wyjąwszy uprzednio odrobinę miki z pojemnika, nie
wkładajcie mokrego pędzla do środka!). W ten sposób uzyskałam bazowe tony
kolorystyczne. Następnie pracowałam z mgiełkami
distress oxide, a konkretnie mgiełką
salvaged patina, mgiełką
rustic wilderness, mgiełką
scorched timber oraz mgiełką
spiced marmelade robiąc chlapania, lecz nie psikania. No i na końcu
użyłam także wysokopigmentowego preparatu
magicals w kolorze Grab
a guy gold, który nadał głębokie, rdzawo – złote, plamiaste tony i
ożywił betonowe bloki.
Ponieważ jednak
całość bardzo zlewała się z wnętrzem, a mnie zależało jednak na wyeksponowaniu
ramki, bo dzięki temu lepiej uda mi się uzyskać efekt przestrzenności i głębi, zastosowałam
także najnowszy kolor z serii distress - scorched
timber, a dokładnie mixmediową
kredkę, do podkreślenia wszelkich brzegów i krawędzi, a robiłam to
przez nakładanie produktu i rozcieranie palcem – dla zblendowania, po czym
ponownym nakładaniu z aplikatora – dla całkowitego wyostrzenia krawędzi.
Zauważcie, że
zabieg barwienia wykonałam również wewnątrz na uprzednio nałożonej wspomnianej
wyżej paście strukturalnej o ciekawym efekcie spękań. A barwień dokonywałam w
sposób taki, aby kolor proszków miki korespondował z barwą brzegu arkusza – w
ten sposób dodatkowo potęguję efekt przestrzenności i czynię całość kompozycji
spójną, bo przeciągam to co dzieje się en face również na boki ramy.
Nieodzownym
elementem projektu okazała się gałąź udająca drzewo przytulone do muru
okalającego fasadę. Przykleiłam ją pistoletem
Sizzix do kleju na gorąco. A ponieważ wyobraźnia podsunęła mi obraz
letniego ogrodu rozświetlonego lampeczkami na sznurze – wykorzystałam foremkę
Finnabair Vintage Light Bulbs #969578 oraz żywicę krystaliczną , a uzyskane w
ten sposób żarówki pociągnęłam po wyżłobieniach pastą
woskową w kolorze złoto
królewskie, po czym owinęłam złotym drucikiem florystycznym i
zawiesiłam na „drzewie”. Natomiast listki wycinałam wykrojnikiem Tima Holtza
#665208 wcześniej barwiąc biały papier bazowy wspomnianą już rozwodnioną miką
Finnabair z zestawu vintage
Roses.
Czym jednak byłby
wiosenno-letni ogród bez kwiatów? Mamy więc mnóstwo kwiatów wycinanych ręcznie
z arkuszy kolekcji – w taki sposób zawitało w naszą przestrzeń również całe
stado motyli :) – ale, jak widzicie, poza kwiatami wycinanymi są i kwiaty
przestrzenne. Część to mój podarunek od Dominiki Paśnickiej – Sionek,
bladoróżowe kwiaty z tkaniny, które trzymałam na jakiś specjalny projekt,
Dominika dziękuję! Część, to kwiaty foamiranowe mojego wyrobu – powstały dzięki
niedostępnym już w sklepie wykrojnikom kwiatowym Gemini by Crafter’s Companion,
zaś sam foamiran
barwiłam tuszami
distress oxide w kolorach tattared
rose, saltwater
taffy oraz kitsch
flamingo. Oczywiście, tworząc kwiaty, wykorzystywałam obszerne
pęczki pręcików.
A ponadto całe mnóstwo "żwirku"
, a także drobne mikrokuleczki, jakie miałam w swoich zasobach.
Zwieńczeniem
projektu jest embossowany pudrem
Ranger w kolorze marigold
napis Home z HDFu nieobecnej już na rynku marki Woodouts
( i prawdopodobnie wzięłam do projektu ostatni egzemplarz w sklepie –
wybaczcie…) Jeśli zaś chodzi o embossing, wykorzystywałam oprócz pudru również embossing
dabber, czyli wygodny aplikator tuszu, dzięki któremu praca jest szybsza,
czystsza i przyjemniejsza. Dodatkowym atutem jest też fakt, że dzięki płynnej
konsystencji w dużej ilości zamknietej szczelnie w buteleczce z nakrętką, tusz
naprawdę nie wietrzeje i doskonale zachowuje swoje właściwości przez bardzo,
bardzo długi czas – co nie zawsze można powiedzieć o tuszach w poduszce.
Osobiście zastanawiam się, dlaczego Ranger nie zdecydował się dotąd wprowadzić na
rynek takich aplikatorów tuszy distress i distress oxide… Tak czy inaczej,
liczę, że to kiedyś nastąpi :) no i kończąc temat napisu – po pokryciu go
warstwą zgrzanego pudru, umoczyłam paluszek w paście
woskowej w kolorze patyny i pociagnęłam fragmentarycznie po napisie.
A napis zamontowałam na „podwyższeniu” zrobionym z kilku warstw transparentnego
kleju na gorąco.
Zaś specyfiką shadow boxa, jest warstwowość wewnętrzna, spójrzcie więc jak drobnymi zabiegami poziomowania elementów wewnątrz poradziłam sobie z tym aspektem:
Zabawa przy
realizacji projektu była przednia! A moje serce spragnione wiosennego słońca i
żywych kolorów, dostało sporą tego dawkę. Jednak z całą pewnością nie tak dużą,
by starczyło do lata :) Zatem w kolejnym wpisie za dwa tygodnie przedstawię Wam
dalszą porcję wiosennych wrażeń, ale żeby nie było nudy, czymś postaram się Was
zaskoczyć. Czym konkretnie? Zapraszam – wkrótce się przekonacie :)
Ania
Komentarze
Prześlij komentarz