czwartek, 11 kwietnia 2024

MOJE SPOSOBY NA LAYOUT CZĘŚĆ I | INPIRACJA ANNA JUREK

 

Witajcie!

Rozpoczynając współpracę z Craftveną, postawiłam sobie za cel, że będę pokazywać Wam treści różnorodne, artystycznie bogate, wszechstronne, niesztampowe. Zastanawiałam się więc, co chciałabym przekazać Wam jeszcze, zanim zakończy się moja projektancka przygoda na blogu. Przejrzałam poprzednie wpisy i uświadomiłam sobie, że nigdy jeszcze nie pokazałam tu żadnego layoutu. Mało tego! Na blogu nie było dotąd layoutu! Czas to prędko nadrobić :) Przygotowałam ich więc kilka, a dzisiaj będzie pierwsza partia!

Będzie więc niby papierowo – ale jednak przemycę trochę „smarowideł”. Kocham papier na całego! Ale sam papier, to już jednak trochę dla mnie za mało… Podpowiem, jakich produktów mixmediowych można użyć w tej formie, ale przede wszystkim skoncentrujemy się na tym, jak budować kompozycję, jak dobierać kolory, jak zrobić ciekawe tło, jak uzyskać głębię i warstwowość, jak dobierać materiały, narzędzia i dodatki, by stworzyć kompozycję zsynchronizowaną stylistycznie z przedstawianym zdjęciem. No i przede wszystkim – jak dobrze się bawić, jak wyrażać siebie nie kopiując innych!

Gotowi na sporą dawkę inspiracji? Zaczynamy!

 

LAYOUT NR 1  - KLASYKA

Zacznę od „grzecznego”, klasycznego wariantu – ale! Przedstawię go na granicy tej grzeczności i klasyki.



Do przygotowania bazy kompozycji użyłam arkusza z gwiazdkowym tłem  z creative pad kolekcji Good Night - P13. Ponieważ wybrałam wyjątkowe zdjęcie – mojej chrzestnej córeczki Zuzi – a jak widzicie, to prześliczny blond aniołek otulony taftą, tiulem i białymi kwiatami. Musiało być zatem anielsko i delikatnie. I ta właśnie tafta i tiul zainspirowały mnie do naderwania arkusza i wyeksponowania w  miejscach naderwań przedziurkowanych - dziurkacze brzegowe – „falbanek”. Żeby spotęgować efekt lekkości i nawiązać do zwiewności sukienki, którą Zuzia ma na sobie, falbanki zrobiłam z kalki kreślarskiej. Wykorzystałam dwa dziurkacze, m.in. koronkę, ale mogą to być naprawdę dowolne wzory, chodzi po prostu o efekt.



Do gwiazdkowego tła arkusza dobrałam też maskę w gwiazdki oraz maskę w chmurki z kolekcji Wizzards and company - Echo Park. Maskę gwiazdkową wykorzystałam robiąc embossing dabberem Ranger i srebrnym pudrem do embossingu (tutaj wybór pudrów). Zaś przez maskę chmurkową przetarłam pastę Solar "Royal Flush" (tutaj wybór past Solar).


Zdjęcie okleiłam ramką z wykrojnika – świetnie sprawdziła się wąziutka taśma dwustronnie klejąca – całość podniosłam na beermacie ( przyklejonej do zdjęcia taśmą dwustronnie klejącą, zdjęcie drukowane jest na papierze fotograficznym i klej mógłby odznaczać się, ponieważ papier, nawet ten fotograficzny, jest chłonnym materiałem, z kolei od spodniej strony beermatę można śmiało przykleić do papieru klejem).



Zanim jednak zdjęcie przykleiłam do papieru na stałe, podmalowywałam okolicę rozwodnionymi proszkami z zestawu Magicals - lindy's - deutsch desserts  i Magicals - lindy's - Outer Space. Oprócz rozmazanych plam barwnych zrobiłam również chlapania (więcej o sposobach użycia proszków wodoaktywnych oraz o pastach Solar i Lunar w moim poprzednim poście – kliknijcie tutaj: kurs na artystyczny blejtram)

Kompozycję wokół ramki ze zdjęciem tworzą kwiaty wycięte w kalce – używałam zestawu Sizzix by Tim Holtz #665210 (kontaktujcie się z Martą – Craftvena sprowadza dla Was także produkty zamawiane indywidualnie spoza asortymentu dostępnego na półkach sklepowych).

Wisienką na torcie jest podmalowany miką napis uzyskany ze sklejonych kilku warstw wykroju, a także przepiękny motyl - Prima - In full bloom, który świetnie koresponduje z kolorami proszków Magicals.


Zobaczcie, jak niestandardowy zestaw potencjalnie niepasujących do siebie materiałów możecie wykorzystać dla stworzenia spójnej całości – nie sugerujcie się więc w swych pracach tym, że jakiś produkt jest do jakiejś kolekcji – ja najczęściej mieszam materiały – no i zawsze smaruję mediami po papierze.

Chcecie więcej o smarowaniu? :) róbcie kawkę, czy co tam innego, bo teraz o smarowaniu będzie naprawdę dużo!

 

LAYOUT NR 2 – ARTYSTYCZNY CHAOS

Layout nie musi być ugrzeczniony pod względem kompozycyjnym, tak jak prezentowany powyżej. Z powodzeniem i dobrym efektem może być „mieszanką wybuchową”, a i tak wygląda dobrze. Zobaczcie:



Artystyczny chaos, prawda? :) warunkiem, że taki „misz-masz” nie skończy się katastrofą , jest spójność kolorystyczna. Powyżej posłużyłam się dwiema barwami głównymi – zieleń i czerwień, oraz biel głębi tła i nieco żółtawych akcentów. Czyli dokładnie te same barwy – w takim samym odcieniu i nasyceniu, jak kolory domków stanowiących powtarzalny motyw jednego z arkuszy kolekcji Farm Sweet Farm P13, a intensywność zielonej pasty uzasadniona odcieniem krzewów na zdjęciu. Arkusz tak potraktowany, stanowi fundament, na gruncie którego – na dartych fragmentach innego arkusza z kolekcji – buduję fragmenty kompozycyjne. Zatem : tak! Przedarcia wielorakiego typu (obecne też przecież w pierwszym layoucie) są moim głównym patentem na ciekawy layout – tutaj podmalowane rozwodnionym tuszem distress oxide w kolorze rustic wilderness. No ale także media użyte dla wzbogacenia płaszczyzny. Spójrzcie:



Wykorzystałam w projekcie maskę w szachownicę, czy właściwie parafrazę szachownicy, a do niej pastę Finnabair - True Emeralds (tutaj wybór past kolekcji Jewel - Finnabair) i na kanwie uzyskanej struktury – gdzie na płaskim papierze dzięki wzorzystemu tłu i przetartemu przez maskę wzorowi, już mam głębię i teksturę, i artystyczny miszmasz, ale jednocześnie spójny efekt – buduję kompozycję centralną złożoną z wyciętych domków. Dlaczego? Bo taki arkusz wybrałam – bo domki wydały mi się świetnym tłem dla kapliczki na drugim planie zdjęcia – być może uznacie to za kontrowersyjne, no ale taki był przypływ inwencji twórczej :)



A domki wycinałam zarówno z elementów do wycinania, jak i z drugiego egzemplarza tego samego arkusza tła, jak również wykrojnikami  kamieniczek, które posiadam w swoich zasobach – wiecie …      już blisko 6 lat zbieractwa zaowocowało nadmiarem różnych akcesoriów, a teraz muszę starać się uzasadnić jakoś zakupy sprzed lat :)

Co do elementów wyciętych wykrojnikiem, ważnym elementem tego projektu są strzałki (zarówno pozytyw, jak i negatyw) uzyskane wykrojnikiem Sizzix by Tim Holtz #665927. Ponadto, sentencja „Smile!” wycięta jest wykrojnikiem z moich zasobów – zrobione tutaj warstwowanie i przeplatanie się dominujących kolorów.

Są i drzewka wycięte wykrojnikiem Sizzix by Tim Holtz #665217 z serii Colorize. Zresztą cała seria jest znakomita! Stylistyka taka jak z kreskówki, nieco retro, ale też zabawna, perfekcyjna w detalach, same matryce – najwyższej jakości! A tym, co wyróżnia tę serię, jest warstwowość elementów z wykrojników. I choć jest z tym trochę zabawy, to efekt końcowy wynagradza tę dłubaninę! W saszetce znajduje się kilka drzewek różnego typu i wielkości, ja dobrałam drzewka pasujące skalą do formatu zdjęcia – przede wszystkim do wzrostu moich synów, na których ja – krasnal, od pewnego czasu muszę spoglądać mocno zadzierając głowę :) – 16-letniego Maćka i 14-letniego Kacpra – z bólem i udręką trzymających wielkanocne koszyczki ze święconką… Jakkolwiek zażenowani szaloną fanaberią mamuśki, by cyknąć fotkę „przy ludziach” (!!!) :) stanęli jednak do zdjęcia, czego nie można powiedzieć o mojej perełce w trudnym okresie ekstremalnej niechęci do jakichkolwiek fotek – 12-letniego Filipa, którego na zdjęciu nie uświadczysz :) Mamy nastolatków – któraś mnie rozumie? :)

 

Na szczęście kiedyś Filip z wielką ochotą pozował mi do zdjęć. Na szczęście :) Bo dzięki temu zaistniał layout nr 3!

 

 LAYOUT NR 3 – TOTAL MIX!

Jeśli myśleliście, że poprzedni artystyczny chaos był „wypadkiem” przy pracy, przekonacie się teraz, że to nawyk trudny do wykorzenienia…



I co powiecie? Popłynęłam?? :) No dobra, no to opowiem o szczegółach.

Arkusz papieru – a raczej dwa, jeden naklejony na spodni, ścięte rogi, wewnętrzny tuszowany (jeszcze przed sklejeniem) i „przeszyty” już po – przeszycia są oczywiście udawane – mam maszynę zakupioną SPECJALNIE DO PRAC SCRAPOWYCH – jak domyślacie, się użyta była może raz, czy dwa i to by było na tyle… Jeśli macie, chce się Wam walczyć z igłą, nicią, itd. – polecam, bo efekty przeszyć na papierze to petarda! No ale ponieważ mnie z wyjmowaniem maszyny z zakamarków nie było po drodze, posłużyłam się czarnym cienkopisem i zrobiłam nim odręcznie różne, przeplatające się ściegi.

Korzystałam ze wspomnianych już arkuszy creative pad kolekcji Good Night - P13. Od razu zdradzę, że takie „krzywe” ułożenie papieru, niezbyt równe napisy, stemplowanie „z palca”, a nie z płytki – podobnie jak przedarcia i wszelka inna asymetria – są moim nawykowym działaniem. Symetrii nie cierpię! Nudy nie toleruję! I mam szalenie kreatywne dziecko, które do tłuczenia kotletów (a te, jak wiemy, czasami „chlapią”) założyło moją plażową opaskę na głowę i … swoje pływackie okularki. Dla ochrony przed schabem i wodą pryskającymi w niekontrolowany sposób :)

A kreatywne dziecko musi być nazwane kreatywnym głośno i wyraźnie ! Głośniej i wyraźniej się już chyba nie dało :) Napis ułożony jest bowiem z naprawdę dużych liter wyciętych  tablicą do liter z papierów tego samego bloczka. Dobrałam kolorystykę papierów do barwy koszulki syna – a po naklejeniu na arkusz, wyeksponowałam je odręcznie zrobionym obrysem (polecam znów ten świetny czarny cienkopis).

Acha! No i wytłumaczę się, dlaczego z uporem maniaka tkwię przy języku angielskim, co doskonale widać w moich pracach. Po pierwsze, albo polski, albo którykolwiek inny – ale jeden język! (wyjątek to taka sytuacja, w której zamysłem twórczym jest jedno słowo przewodnie w kilku językach, jako pewien środek wyrazu) Zaś większość moich stempli, to produkty zagraniczne, są więc w języku angielskim. A nawet na polskich papierach, zdarzają się detale z widocznymi napisami w języku angielskim (zwróćcie na to uwagę w layoucie nr 4)

Dążę więc przede wszystkim do spójności i harmonii.

Innym argumentem jest to, że layouty robię dla siebie i dla mojej rodziny. Mogą być więc takie, jak subiektywnie wydaje się to w porządku, a dla mnie właśnie takie jest. Angielski jest moim drugim językiem i mówię nim biegle. Posługuję się nim od wczesnej młodości, pracowałam w firmach, gdzie językiem „urzędowym” był angielski, szkoliłam po angielsku, nie czuję więc żadnego dysonansu w tej kwestii. W domu mamy zasadę, że w weekendy rozmawiamy wyłącznie po angielsku i ma to na celu rozwój językowy naszych chłopców. I choć jestem pierwszą orędowniczką ochrony języka polskiego, nie trawię zapożyczeń panoszących się już nie tylko w języku mówionym, ale i w pisanym! to jednak, nie widzę niczego złego w posługiwaniu się angielskim, jeśli na ten grunt przechodzimy świadomie.

Jeszcze inną kwestią jest to, że moje rękodzielnicze wytwory pokazuję na Instagramie, a tam moimi odbiorcami są w dużej części obcokrajowcy. I w pewien sposób użycie angielskiego jest dla mnie bardzo naturalne.



Przy okazji zdradzam kolejny patent na interesujący layout – zdjęcie potraktowane jak arkusz elementów do wycinania, ponieważ tak, zdjęcie nie musi być typowe, równie świetnie ( w wielu przypadkach, nawet świetniej) prezentują się postaci wycięte z tła zdjęcia.


Innym patentem  jest zastosowanie folderów do embossingu – ten użyty w projekcie jest dawnym egzemplarzem marki Vaessen Creative i obecnie nie jest już dostępny w sklepie, ale znajdziecie wiele innych, bardzo ciekawych wzorów. Zachęcam Was do inwestowania w narzędzia, bo one są naprawdę uniwersalne i ponadczasowe, a wachlarz ich zastosowań jest praktycznie nieograniczony.

Papier embossuję zawsze zwilżywszy go uprzednio (delikatnie! zbyt duża ilość wody skutecznie może go osłabić i narazić na rozerwanie). Delikatne zwilżenie sprzyja temu, że papier lepiej poddaje się sile nacisku – wytłoczenie jest wówczas wyraźniejsze – jednak niezależnie od tego, „walcuję” zawsze tam i z powrotem x2 = efekt murowany! Pamiętajcie, że dzięki folderom do embossingu, możecie wykonać także debossing – czyli wtłaczanie – odwracając folder na rewers.

Mój wytłoczony wzór dodatkowo wytuszowałam  tuszem distress oxide w kolorach: fossilized amber wild honey oraz rusty hinge. Później dodatkowo także czarnym tuszem memento. Tuszowanie robiłam też na arkuszach – za pomocą narzędzia do blendowania. Tuszowałam też przez maskę – zakupioną kilka lat temu – Ciao Bella „Scraped Off” MS086

Tusze wykorzystałam też do odstemplowania („z ręki”) stempli zestawu Ciao Bella PS8010 ( znów – zachęcam do inwestycji w narzędzia! Narzędzia przetrwają długie lata i będą Wam służyć niezliczoną ilość razy! Papier jest oczywiście niezbędny, ale powiedziałabym, że bez narzędzi, niewystarczający – no w każdym razie, dla mnie przynajmniej, sam papier to za mało!) A mówiąc o uniwersalności zastosowań narzędzi, mam na myśli także to, że ów zestaw stempli z motywami budowy atomu, wzorów strukturalnych nukleotydów, wzorami fizycznymi na energię, obliczeniami matematycznymi, motywami geometrycznymi, biologicznymi, itp. znalazł zastosowanie w projekcie chłopięcym dalekim od naukowego klimatu – no, ale cóż … podwójna helisa jest tu jawnym podtekstem, że istotny wpływ na kreatywność zapisaną w DNA miał gen przekazany przez … mamusię … :)


Stemplowania jest tu zresztą gigantyczna ilość, bo nie mam umiaru, jak mnie poniesie jakaś wizja – są więc i wzory nukleotydów, i część sentencji „stay creative as you are” (tłum. pozostań kreatywny, jak jesteś) oraz sentencje z różnych stemplowych zestawów, jakie posiadam od lat.

Natomiast mówiąc o stemplowaniu – wykonywałam część na kolorowo wymienionymi tuszami oxide, ale znaczną większość czarnym tuszem Memento, który jednak bardzo mnie rozczarował i którego Wam nie polecam. Powód? Producent opisuje go jako wodoodporny (po wyschnięciu). Niestety tusz reaguje z wodą. U mnie, pod wpływem psikania z atomizera na proszek magical shaker, tusz całkowicie dał plamę – dosłownie i w przenośni. Widząc, co się dzieje, natychmiast osuszyłam powierzchnię ręcznikiem papierowym i prędko ratowałam kształt stempelkowych liter markerem, co na powierzchni pokrytej preparatem było już niełatwe. Opis producenta sugeruje też, że jest to produkt nadający się na powierzchnie powlekane – absolutnie nie… kompletnie nie schnie na embossingu lub farbie – popełniłam kiedyś i taką gafę w pracy mixmediowej. Używając nagrzewnicy, można zminimalizować skutki tych mankamentów, jednak tak czy inaczej, lepszy okazuje się  tusz Archival, ewentualnie tusz StazOn.

Natomiast wracając jeszcze na chwilę do masek – zastosowałam też wzór z pasty Lunar paste - guppy uzyskany dzięki masce AB Studio.


Tu i ówdzie dodałam tekstury i błysku za pomocą preparatu  Magical shaker w kolorze Grab a Guy Gold – już niedostępnym w sklepie.

Całość kompozycji tworzą też elementy wycięte z kolekcji Good night - P13.

 

I na koniec, skoro podejmuję temat – rzekę, inspiracji na layout, podzielę się też z Wami pewnym spostrzeżeniem i wnioskiem. Nigdy chyba nie zrobiłam layoutu zaczynając od pokrycia arkusza bezbarwnym gesso , zrobiłam to przy tym projekcie i natychmiast pożałowałam…

W środowisku zagnieździła się powszechnie stosowana opcja zagruntowania papieru. Tyle, że … to jest, jak dla mnie, rozwiązanie godne miana „z deszczu pod rynnę”… Gruntujemy, żeby papier nie nasiąkał wodą pochodzącą z mediów, jednak gesso jest przecież produktem na bazie wody! Czyli chcąc uniknąć wchłaniania wody przez papier, smarujemy ten papier produktem na bazie wody… i o dużej zawartości wody w konsystencji… Widzicie, jaki to paradoks??? Nie ma się więc co dziwić, że papier wywija się i roluje, jakby zaczął nagle żyć swoim życiem. Doprowadza mnie to do szału! :) i nic nie mogę już zrobić. Próbuję odwinąć w przeciwną stronę – po krótkim czasie wraca do pierwotnego wygięcia.


O ile, zastosowanie gessa jako gruntu ma racjonalne wytłumaczenie i sens w przypadku użycia mediów bardzo wodnistych, typu mgiełka, albo woda z atomizera celem rozprowadzenia farb, miki lub past strukturalnych, lub gdy chcemy rozdzielić warstwy mediów tak, aby zastosowane kolejne media nie reagowały z położonymi uprzednio. Jednak chyba wolałabym lekkie, punktowe czy fragmentaryczne odkształcenia arkusza, z którymi i tak poradziłabym sobie bez kłopotu, niż arkusz – podwójnie wzmocniony przecież! – rolujący się i powyginany nie tylko punktowo, ale dosłownie, gdzie by nie spojrzeć… Straszna skucha… Ale na takich skuchach człowiek najlepiej się uczy. Jestem więc wdzięczna za to cenne doświadczenie, dzięki któremu prawdopodobnie nigdy więcej nie popełnię podobnej gafy :) A gafa jest gigantyczna, co za chwilę zobaczycie na kolejnych zdjęciach.

Czyli w jaki sposób radzę sobie z arkuszami niezagruntowanymi, które punktowo się deformują? Po wysuszeniu smaruję klejem na caluteńkiej powierzchni tyłu i naklejam na dopasowany wymiarem kartonowy arkusz, bądź na inny arkusz scrapowy – wszelkie odkształcenia niemal całkowicie  się niwelują, podczas gdy rozpracowuję papier dłonią, kością, czy ręczniczkiem kuchennym.

A na dowód tego, że jest tak, jak mówię, przedstawiam Wam dwa zdjęcia porównawcze zrobione dla pokazania dwóch różnych krawędzi layoutu z zagruntowaniem i layoutu bez zagruntowania. Sami zdecydujcie, który efekt lepszy :)



LAYOUT NR 4 – MĘSKIE KLIMATY

Mój dom jest w 80% zamieszkany przez facetów. Duża część męskiego świata mieści się w naszym „garażu”, gdzie samochód nie wjeżdża, ale gdzie znajduje się sprzęt do ćwiczeń, a brama elegancko służy za piłkarską bramkę. W garażu tatko pokazuje synusiom, jak dokonać drobnych napraw, a synusie na mat-fizie wykonują w nim projekty na fizykę. W garażu składa się też świeżo dostarczone hulajnogi, a taki moment należy uwiecznić na zdjęciu :)




Stało się ono kanwą kolejnego scrapa (bo i tak nazywane są layouty), zostało dla urozmaicenia przycięte za pomocą wykrojników brzegowych (zaś skrawki posłużą jako element dekoracyjny w kompozycji) i niezwykle przydatna okazała się kolekcja "Garage" – Mintay Papers.

I to jest jeden z powszechnych patentów na layout, by stworzyć go na bogatym graficznie arkuszu. Ja takie layouty tworzę bardzo rzadko, bo one jakoś narzucają pewne ramy, a ja wolę swobodę twórczą. Natomiast ten arkusz bardzo do mnie przemówił i poszłam za spontaniczną decyzją, nie żałuję!



A to, że arkusz jest „mediowy” nie znaczy, że nie można go jeszcze usmarować, prawda? Widzicie więc użycie maski Mintay oraz innej maski Mintay zbliżonej do takiej maski Mintay i zastosowanie z nią Lunar paste - Grrr!, która ma cudowną, kremową konsystencję i łatwo się rozprowadza, zaś jej metaliczny blask koresponduje z kolorystyką i charakterem motywów graficznych na arkuszu. Na wierzchnim arkuszu, odrobinę przyciętym do mniejszego formatu, a następnie przedziurkowanym dla dodatkowego smaczku dziurkaczem brzegowym, schlapanym obficie mgiełkami Ranger w kolorach scorched timber, scorched timber - oxide, salvaged patina oraz rusty hinge. Następnie przyklejonym na beermatę, a ta z kolei naklejona na inny arkusz z kolekcji. Wyżej, w zdjęciach porównawczych layoutów na papierach gessowanych i niegessowanych , widzicie, że każde mediowanie wpływa na deformację papieru, ale wierzcie mi, papier niegessowany znacznie łatwiej doprowadzić do pierwotnej równości naklejając na inny, niezmieniony arkusz, aniżeli arkusz zagessowany, który wchłonąwszy medium przyjmuje pewną niezmienialną już krzywiznę płaszczyzny.

 

Wracając do wzoru, który stworzyła maska i pasta – pasta jest kolorowa, ale koloruję dodatkowo woskami, a konkretnie złotym, brązowym,  miętowym i indygo. Korzystam też z mediowych kredek distress crayons uprzednio smarując palcem po wzorze i sąsiedztwie. To powoduje, że kolor blenduje się wokół wzoru, barwiąc ładnie papier, zaś sam napis (naklejki) częściowo obcieram ręcznikiem papierowym, dzięki czemu uzyskuję ciekawy efekt kolorystyczny i teksturowy. Robię to żwawo, bo kredki schną szybko, a po wyschnięciu są całkowicie permanentne. Zastosowałam kredkę scorched timber i rusty hinge.


Na layoucie widzicie także punktowe i miejscowe zastosowania past ozdobnych, a konkretnie Tiger's eye stones, która jest świetna w imitowaniu zardzewiałej i skorodowanej powierzchni, jak również niedostępnej już w sklepie pasty Jewel Blue Opals.

 

Jednym z moich sposobów na layout jest używanie naklejek literowych, co widzicie w prawym górnym rogu pracy. Tam również fajnie widać mediowanie kredkami i przenikanie kolorów, co uwielbiam. Używam także naklejek w ogóle – na tym projekcie są to napisy i elementy kompozycji. A kompozycja jest „na bogato” z mnóstwem elementów wyciętych ręcznie z arkusza w kolekcji, ale i elementów z wykrojnika Sizzix by Tim Holtz #665927, o którym już wcześniej wspominałam, a jest to jeden z moich ulubionych, o wszechstronnych możliwościach wykorzystania.


Wasze wprawne oko z pewnością może też dostrzec wkomponowane w całość skrawki papieru bazowanego embossowanego folderem i barwionego woskami (znowu podkreślę, że foldery do embossingu świetnie sprawdzają się jako narzędzie podkreślające fakturę, czyniące głębię na płaskim, idealne do użycia w scrapbookingu – także w layoutach!)

 

LAOUT NR 5 – MAX TUSZOWANIA I STEMPLOWANIA

Jeśli chodzi o stemple, to kocham te mixmediowe, wzorzyste, dające wrażenie struktury. Ale też takie z gotowymi sentencjami (i znów, są po angielsku), a kolejnym moim patentem na layout jest używanie tuszy oxide i stempli na potęgę – jak tutaj.


Tusze oxide są idealne do tworzenia efektu vintage, do blendowania, a przede wszystkim do chlapań, które wyciagają kolor, przez co po wyschnięciu uwidaczniają się rozjaśnione plamy, plameczki – w zależności od tego jak nałożycie wodę. Pamiętajcie jednak, że po wyschnięciu, tuszowane powierzchnie wcale nie są permanentne i nadal będą reagować z wodą i preparatami wodnymi.

Wykonuję więc barwienie tuszami najpierw, a stemplowanie następnie. Na pracy widzicie motyw uzyskany stemplem marki Stampers Anonymous CMS449 zaprojektowany przez Tima Holtz’a, wspomniany wyżej – niedostępny już w sklepie Ciao Bella PS8010 i również jeden z dawnych, jaki gościł na półkach sklepowych, Stamperia WTKCC210.


Zastosowałam też tuszowanie przez maskę czarnym tuszem na paseczkach ściętych i ułożonych jako podbicie zdjęcia, na którym mój syn Maciuś, wówczas sporo młodszy, golfowym kijem bierze zamach na T-Rexa podczas rodzinnej wycieczki do parku dinozaurów :)


 Świetnie nadała się do tej pracy bardzo dawna kolekcja papierów o tematyce prehistorycznej, udało mi się też znaleźć arkusz spójny kolorystycznie z prezentowanym zdjęciem. A to, wierzcie mi, jest gwarancją harmonijnego, udanego layoutu. Podobnie jak dodatki utrzymane w klimacie zdjęcia.

I nie potrzeba wiele, a efekt jest znakomity. Częścią tego efektu jest też diagonalność w kolorystyce na płaszczyznach barwnych projektu, no i zawsze – asymetria, którą kocham!


Co jeszcze uwielbiam, co jeszcze pozwala mi osiągać dobre rezultaty? Tego dowiecie się w II części już za dwa tygodnie! Będą inne patenty na fakturę, będą tła uzyskane farbami, akcesoria wypożyczone z łazienki, będą nowości papiernicze z Polski i z zagranicy, będą tekturki, wyciski, recykling i upcykling, i wiele innych! A ponieważ jesteśmy coraz bliżej lata, będzie i morsko, i górsko, i podróżniczo, i… Ciekawi? Zapraszam na kolejne spotkanie!

 Dzisiaj to już wszystko, mam nadzieję, że nie zanudziłam Was i nie zamęczyłam swoim gadulstwem i nadmiarem treści :) Dziękuję Wam za wspólnie spędzony czas i przebieram nóżkami nie mogąc się doczekać kolejnego!

 

Ania


0 Komentarzy:

Prześlij komentarz