czwartek, 8 lutego 2024

MR. TRAVELLER | Inspiracja Anna Jurek


Witajcie!

Dziś będzie o podróżach! Któż z nas ich nie lubi?! Są przecież ekscytujące, przynoszą wytchnienie od codziennego kieratu, rozwijają nas duchowo i światopoglądowo, w końcu nie bez kozery mówi się, że podróże kształcą.


Chciałabym Wam również przedstawić pewnego faceta, dla którego podróże stały się stylem życia i który przemierzając odległe zakątki świata, chłonie to co ma przed oczyma – dla precyzji posługuje się lunetą i aparatem fotograficznym, na który wydał spore oszczędności, w końcu to osiągnięcie techniki ostatnich lat, na punkcie którego wszyscy zbzikowali. Ale jakże przydatne w dokumentowaniu każdego szczegółu, który przykuje uwagę czujnego obserwatora!


Trasę wyznacza zaś korzystając z kompasu i wiekowych map, sam zresztą z lubością kreśli własne – miejsca, w które się zapuszcza, a które jeszcze są nieodkryte dla świata, gdzie niebezpieczeństwo miesza się z euforią, a serce bije mocniej. Częstym zwyczajem świeży tusz kreślarski na papierze suszy wieszając arkusze na wieszakach, gdy kładzie się na spoczynek po długim dniu pełnym wrażeń, przyglądając się im, rozmyślając nad tym, co jeszcze mógłby udoskonalić i jak ogrom swych doświadczeń przekazać światu, by ocalały przed zapomnieniem i zatarciem w miarę upływu czasu. Bo czas wszystko zaciera, wszystko zniekształca, czyni odległym i umniejsza…



Serce bije też mocniej, gdy Mr.Traveller przytula do piersi ramkę z portretem swej ukochanej, która czeka na niego gdzieś daleko i która przysyła mu swe listy miłosne w najodleglejsze zakątki dalekich kontynentów, a które on  pieczołowicie przechowuje w kieszonce swego surdutu, tuż przy piersi, tam, gdzie chwilowo koją tęsknotę za nią. Jednak wewnętrzny głos nakazuje mu wsiąść na kolejny parostatek i w kolejny pociąg, podążać dalej w poszukiwaniu nieznanego.


 Swoje spostrzeżenia, przemyślenia, odkrycia Mr.Traveller notuje skrupulatnie w skórzanym journalu marki Craftvena, który dostał od Niej  – w końcu to bardzo ważne, by zapisać wszystkie szczegóły tego, czego ma szansę doświadczyć, a czego nie każdy śmiertelnik może zaznać. Nie każdy, bo podróże tak niezwykłe i tak dalekie, wymagają wytrwałości i odwagi, determinacji i wielu wyrzeczeń. Łączą się z niezliczonymi przyjemnościami, ale i wymagają poświęceń oraz cierpliwości i pokory – w końcu niejednokrotnie towarzyszą im niewygody, o ryzyku nie wspominając. Jednak Mr.Traveller jest człowiekiem wielkiej odwagi i niezłomności, a ambitnie postawiony cel traktuje honorowo realizując z pasją i zaangażowaniem kolejne etapy. Honor, to zresztą jego drugie imię. Spełnia swoje powinności i dotrzymuje raz danego słowa za wszelką cenę. Gdy więc obieca Jej, że wróci – wraca zawsze.


Próbował zresztą ustabilizować swoje życie, głównie dla Niej – bo tęsknota i poczucie samotności oddala i zabija. Ale brakowało mu czystego powietrza nepalskich wiosek, spiekoty egipskiej pustyni i słodkiego zapachu indonezyjskich kwiatów. Tęsknił do czystych źródlanych wód Gór Skalistych i do zieleni afrykańskiej sawanny. Tęsknił za dźwiękami tureckich targów i za wonią przypraw, jakie tam rozgniatał w swych dłoniach dla poznania dobrego ziarna – które barwiły jego palce i drażniły nozdrza, lecz bez których życie straciło smak. Podobnie jak poranna kawa, która nie dorównywała tej zakosztowanej w Brazylii, gdzie ziarna świeże i dorodne mielono na życzenie, by przybyszowi z daleka okazać szacunek i ugościć należycie słuchając jego opowieści i anegdot. Tętno pulsujące w jego skroniach niczym rytmiczne kroki na paryskim bruku albo stukot kół Orient Expressu, napędzały jego myśli w kierunkach, jakie róża wiatrów sugerowała mu swym niemym szeptem, gdy bezwiednie wkładał dłoń do kieszeni wytartych spodni, a palce przesuwały się po brzegu starego kompasu, wiernego towarzysza niezliczonych wypraw.

Więc gasł w Jej oczach, każdego dnia stojąc w zamyśleniu w oknie i patrząc tam, gdzie horyzont wskazywał, że jest przecież coś więcej, coś dalej, coś czego nie widać, a bez czego życie nie ma sensu. Aż poczuł Jej dłoń na swym ramieniu, a kiedy odwrócił się, by spojrzeć w Jej piękne i dobre oczy, one mówiły mu to, co tak bardzo pragnął usłyszeć.

Wyjechał znowu. Tam gdzie bezkresna toń oceanu styka się z ziemią obcą, a życzliwą, jakby niebo witało go słowami: „Nareszcie!” i gdzie słońce, choć spali mu za chwilę cerę jasną i zadbaną, teraz obiecuje wyłącznie dni dobre i ciepło łagodne…

Wyobrażacie sobie już tego gościa? Którego przygoda i tajemnica wzywają do siebie? Który kocha świat i najchętniej zamknąłby go w swych ramionach? Który swój zachwyt nad cudami natury i majestatem wielkich metropolii przelewa na papier i w którego duszy dźwięki, barwy i zapachy tworzą raj na ziemi, do którego tak mu tęskno?

Czy i Wasze serca skradł, podobnie jak moje? Jeśli chcecie usłyszeć, jak ja go poznałam i zobaczyć, co wyniknęło z tej znajomości, zostańcie ze mną! Gotowi? Zaczynamy!

Być może kojarzycie już, co stało się dla mnie inspiracją do przygotowania projektu w podróżniczo – historycznym klimacie… Najnowsza ( styczeń 2024)  kolekcja papierów  Traveller marki Mintay Papers. 


Kolekcja, której motywem przewodnim są podróże retro; Orient Express, dwupłatowce,  walizki i skrzynie, przyrządy nawigacyjne, radio i aparat fotograficzny, stemple pieczęci, znaczki pocztowe, journale, no i nade wszystko mapy! Mapy są wszechobecne nie tylko w dodatkach, ale i w głównych pełnoformatowych arkuszach! 


W mapy obfituje również zeszyt uzupełniający do kolekcji – z jego arkuszy utworzyłam zwinięte w rolki oraz pozgniatane, porozrywane, jednym słowem nadszarpnięte przez ząb czasu, mapy. Ich brzegi oczywiście tuszowałam tuszem distress oxide vintage photo za pomocą aplikatora.

 Jednak jeśli podróż, to walizka jest podstawą ekwipunku! Przygotowałam ją z drewnianej skrzynki, jaką od kilku lat miałam w domu – wciśniętą w kąt i prawdopodobnie, o czym wówczas nie wiedziałam, czekającą na swoje przeznaczenie. I ta myśl nie opuszcza mnie od kilku dni, w czasie których pracuję nad projektem – tak i owszem, to tyle trwa, praca koncepcyjna chyba najdłużej, ale ona powoduje, że projekt który Wam przedstawiam jest przemyślany w każdym detalu – walizka wygląda autentycznie i stanowi miniaturę rzeczywistej. Oczywiście także za sprawą pracy technicznej, której jest tutaj trochę. A przecież nie tylko walizkę mamy do omówienia. O tym, jak ją wykonałam za moment. Wrócę jeszcze do tematu mojej myśli o przeznaczeniu, o tym, że jak coś leży – to znaczy, że czeka na swój czas. O tym, że jeśli my czekamy na coś, to znaczy, że właściwy czas dopiero nadejdzie. O tym, że czasami nie wiemy, jakie są prawa wszechświata i nie zdajemy sobie sprawy, co leży za horyzontem, tak jak i Mr.Traveller nie posiada tej wiedzy, nim uda się tam, gdzie mapa i kompas wyznaczą mu współrzędne celu na horyzoncie.



A wracając do walizki. Niezbędna jest drewniana skrzynka – ja skorzystałam z domowych szpargałów. Jeśli chodzi o wymiary mojej skrzynki, to wynoszą 33,5x25x7 cm – jest zatem dość duża. Pomalowałam ją najpierw brązową farbą akrylową, a następnie pociągałam refleksami farb metalicznych marki Finnabair : gold amber oraz stormy ocean. Dbałam o to, by nakładać farby na wysuszoną uprzednio powierzchnię – pamiętajcie bowiem, że mokre na mokrym się blenduje , a mokre na suchym się nawarstwia. Zaś nawarstwianie jest tym bogatsze i głębsze, im więcej takich warstw nałożycie. Nie szczędziłam więc czasu na machanie pędzlem i rozcieranie palcem, podsuszanie i kolejną warstwę – raz jeden, raz drugi kolor. Użyłam też gdzieniegdzie past Jewel marki Finnabair : tiger's eye stones i crushed amber oraz wosków marki SeeArt niebieskiej matowej i umbra palona. Stosujac też technikę tzw. suchego pędzla, przecierałam gdzieniegdzie waniliową farbą Dylusions marki Ranger. Zastosowałam też trochę chlapań mgiełkami distress scorched timber i rusty hinge.

Jeśli chodzi o wnętrze walizki, mediowałam na tej samej zasadzie, lecz nie całość powierzchni, a jedynie tę część, która będzie po przyklejeniu „podszewki” widoczna. „Podszewka”, notabene, jest zrobiona z dwóch arkuszy Traveller - duży blok. Zachwyciłam się motywami drobniutko ułożonych elementów, wśród których są i znaczki pocztowe, i monumenty, i karawele – na waniliowym tle, z przetartymi śladami na grafikach, w stylu zdecydowanie podróżniczym i retro. Piękne!



Naturalnie, ozdobiłam walizkę okuciami metalowymi ozdobionymi ćwiekami, przymocowałam w każdym z ośmiu rogów na supermocny heavy body gel Finnabair. W podobny sposób zamocowałam metalowe zapięcie, tak by walizeczka nie otwierała się w niekontrolowany sposób.

No a później nastąpiło najprzyjemniejsze – ozdabianie. I pierwszym jego etapem było zrobienie skórzanych pasków z papieru kraftowego:) Udało się to dzięki folderowi do embossingu marki Sizzix #665766, tuszowi vintage photo i woskowi umbra palona. Ozdobione nitami wyglądają perfekcyjnie, zwłaszcza, że i nity zdobi wspomniana pasta Jewel nadająca im nieco zardzewiały, chropowaty i surowy wygląd. Paski oplatają walizkę podróżnika, podobnie i uchwyt walizki wykonany jest w identyczny sposób (podwójna warstwa, dodatkowo wzmocniona płótnem introligatorskim zapobiegającym zerwaniu się papieru)




Do ozdobienia walizki podróżnika użyłam dostępnych w kolekcji elementów takich jak bilety, karty, kwitki. Jest sporo znaczków pocztowych – są to dostępne na arkuszach „podszewki” (z których pozostały mi ścinki) znaczki wycięte wykrojnikiem znaczka pocztowego, który posiadam w swoich zasobach. Podobnie, użyłam stempli marki Stampers Anonymous ( #CMS396) i papieru do drukarek i ksero barwionego esencją herbacianą dla uzyskania elementów z numerami seryjnymi, kwitków innego typu, itd. Zauważcie też, że wszystkie te elementy, jak i sama powierzchnia walizki, wzbogacone są odbitkami stemplowymi z motywami znaczków, pieczęci pocztowych, odręcznego pisma. Ale są i elementy metalowe (klucze, plakietki) oraz odlewy żywiczne imitujące tablice rejestracyjne i emblematy.

 

Wykorzystałam ponadto w/w stemple, a także wykrojnik mini koperty do przygotowania listów miłosnych, które Mr.Traveller odbiera z recepcji hoteli w Szanghaju, Tokio czy Bombaju – listy wysyłane mu przez Nią – tę która pozostała i wyczekuje jego powrotu, a która tęskniąc, opisuje mu zdarzenia, myśli i uczucia, które Jej towarzyszą w codziennym życiu bez Niego.



Jednak nie pozostaje Jej dłużny – sam chętnie i często rozpisuje się o swych przygodach, by Ją uspokoić i upewnić, że nie zginął w paszczy lwa lub w szponach lwicy, czego Ona szczerze się obawia, zwłaszcza, że nie chodzi wyłącznie o samice wspomnianego przed chwilą gatunku…

 Co więc robi Mr.Traveller podczas swych przygód w odległych zakątkach? Napawa się widokiem egzotycznych krajobrazów i wtapia w świat, który eksploruje. Wypatruje drapieżników albo skarbów korzystając z lunety. Pomaga mu ona dostrzec detale i zwraca uwagę na pozornie niewidoczne. Pozwala mu chłonąć więcej niż znajduje się w zasięgu samego oka. Pozwala mu skierować kolejny krok tam, gdzie obraz soczewki lunety obiecuje coś do odkrycia i coś do zachwycenia się. Taki oto zgrany duet.



Nie dajcie się zwieść pozorom; luneta powstała, co prawda, z butelki po koncentracie barszczu, a także z plastikowych kubeczków, jednak i tworzywo, i szkło działają w sposób należyty! :) A jeśli chcielibyście posiadać podobną lunetę, wiedzcie, że poza szklaną buteleczką i plastikowym kubeczkiem, a ściślej rzecz biorąc, dwóch – przydatne będą wszystkie wymienione wcześniej farby metaliczne i pasty ozdobne oraz woski. Bardzo przydadzą się foremnki do odlewów oraz lekka masa plastyczna, dzięki którym uformujecie ozdobne sztukaterie, jak choćby takie, albo i takie, a może uzyskane z foremki marki Prima #969424 Pieces of Underworld, z której ja korzystałam, a która jest już niedostępna w sklepie, jednak niewykluczone, że wciąż dostępna u producenta. Wyciski przyklejałam na heavy body gel, po ich wyschnięciu, nim użyłam farb, zabezpieczałam je także właśnie heavy body gelem, który utwardza i zabezpiecza przed wilgocią.



Nie zapominajmy, że Mr.Traveller to zapalony fotograf, który dokumentuje swoim cudeńkiem wszystko, co piękne, zadziwiające, egzotyczne i warte szczególnej uwagi. Należało więc przygotować wyjątkowy sprzęt :) Z pomocą przyszła baza aparatu fotograficznego marki P13 (nowinka sezonu wiosennego 2022), która fantastycznie wkomponowała się w całość mojego zamysłu. Zmediowana produktami, których używałam przy walizce i lunecie, pasuje stylistycznie i kolorystycznie do reszty ekwipunku. Ma też dodatkową zaletę – umożliwia schowanie wewnątrz podróżniczych zdjęć, jest to bowiem w gruncie rzeczy nic innego, jak parafraza pudełka. Zobaczcie zresztą sami:


Aparat wzbogaciłam wyciskami z foremki w kształcie plakietek podróżniczych, miejscowo ozdabianych „rdzą” pasty Jewel. Użyłam też odlewów żywicznych uzyskanych z foremki Grungy Frames – śrubek i pokręteł – dla wzbogacenia i urozmaicenia beermatowej bazy P13. Lampy błyskowe i wszelkie wzierniki pozostawiłam surowe, jednak szkliwiłam preparatem glossy accent. Całość zyskała wygląd dawnego sprzętu, którego obiektyw uwiecznił świat, jak długi i szeroki.




Pamiętajmy, że Mr.Traveller to mężczyzna świadomy zagrożeń, jakie łączą się z pobytem w tropikalnych zakątkach świata, jak choćby ryzykiem malarii czy żółtej febry. W jego walizce możemy więc dostrzec fiolki z chininą, ale i butelkę whisky, które traktuje jak środek odkażający.



Nie rozstaje się też z kompasem, który jest niezawodny i zawsze prowadzi we właściwym kierunku, jak i ze swym zegarkiem kieszonkowym – choć kwestia własności, to w zasadzie kwestia dyskusyjna – cyferblat kiedyś należał do mnie – dopóki nie rozbiłam szkiełka i nie zerwałam bransolety. Zniszczenia uniemożliwiły mi dalsze noszenie ukochanego zegarka, lecz przeleżał w szufladzie z biżuterią w mojej garderobie przez dobrych kilka lat… ale o leżeniu i czekaniu na przeznaczenie już było na początku wpisu… Nadszedł moment, w którym zespolony z metalowym elementem zyskał nowe istnienie i nową przyszłość – jak tu nie wierzyć w przeznaczenie?!  Tym sposobem Mr.Traveller zdobył zegarek, którego miarowe tykanie przypomina mu, że czas płynie jak szalony, zaś rozkłady jazdy są nieubłaganie sztywne i nieprzejednane. Nie może spóźnić się na przesiadkę do Konstantynopola, skąd wsiadłszy na pokład Orient Expressu wyruszy do Paryża, by jak najszybciej udać się tam, gdzie jest meta każdej podróży – w Jej ramionach...

 

Zatem i ja, i Mr.Traveller dziękujemy Wam za dzisiejszą wspólną podróż!

Mam nadzieję, że podobnie jak ja, zachwyciliście się kolekcją Traveller i zechcecie tworzyć z niej własne projekty.

Życząc Wam więc cudownego twórczego czasu, mam nadzieję, że Wasza wyobraźnia będzie niepohamowana niczym dusza podróżnika spragniona niecodziennych wrażeń!

 

A jeśli chcecie zobaczyć, co podpowie mi moja wyobraźnia w nadchodzące dni, już teraz serdecznie Was zapraszam na kolejny wpis!

Ania

0 Komentarzy:

Prześlij komentarz