MIXMEDIOWA RAMKA | INSPIRACJA ANNA JUREK
Witajcie!
Styczeń ma się ku
końcowi i przeleciał jak z bicza trzasnął, prawda? Czy tylko mnie? Choć myślę,
że i Wam czas pędzi jak oszalały. A dopiero co był grudzień i pamiętam, jak
ustalałam z Martą „plan gry” na najbliższe inspiracje. Miało być mixmediowo i walentynkowo
– takie życzenie Martusi. Przyznam, że szefuje mi z dużą pobłażliwością dla
wszelkich moich zamysłów twórczych i w zasadzie pozostawia całkowita swobodę,
co i jak będę robić. Niemniej tym razem bardzo mi zależało, aby spełnić jej
sugestię. A skoro Walentynki – to musi być czerwień i muszą być serca, prawda?
Podeszłam jednak do wyzwania nieco przekornie, bo walentynkowej słodyczy nie
cierpię … Zależało mi też na tym, aby zaskoczyć Was nieco innym ujęciem tematu
niż sztampowe róże i serduszka … Problem gryzł mnie przez dobre 2-3 tygodnie, a
trybiki wyobraźni pracowały intensywnie w poszukiwaniu rozwiązań, aż pewnej
nocy, podświadomość po prostu przyśniła mi gotowy projekt, a ja z wypiekami na
twarzy obudziłam się i wiedziałam już, co zaproponuję tym razem. Ciekawi?
Zobaczcie!
Mamy więc czerwień i są serca – lecz nie serduszka. Czy zadowolę szefową? Czy może stąpam po cienkim lodzie – pisząc ten post jeszcze tego nie wiem. Liczę jednak na to, że jakoś mi się upiecze. Powód? Wstawiłam w punkt centralny to, co szefowa kocha dozgonnie! :) Tak! Londyńska budka telefoniczna! A Wy jakie macie przeczucia? Wylecę z hukiem, czy przeciąganie struny jeszcze nie dobiegło końca..? :) A jeśli projekt wydaje się Wam kontrowersyjny, to dajcie mi szansę się wytłumaczyć :) Ciekawi argumentacji? Zapraszam!
Zastanawialiście
się kiedyś, ile miłosnych wyznań słyszały budki telefoniczne? Bo ja się zastanawiałam…
Także z tego powodu, że czasy moich szczenięcych uniesień sercowych przypadły
wówczas, gdy telefony komórkowe były atrybutem wyłącznie biznesmenów z
aktówkami, zaś młodzież wisiała na telefonie stacjonarnym w domu rodziców lub
właśnie w budce. Zdaję sobie sprawę, że dzisiejszą młodzież tym zwierzeniem
przerażę lub zniesmaczę, ale tak to było. Do akademika trudno było się
dodzwonić, wszystkie linie zajęte godzinami. Znacznie łatwiej było się umówić z
ukochanym na telefon do budki telefonicznej. I spędzało się w niej długie
minuty, albo i godziny… zwłaszcza, jeśli on … zapomniał … albo czekał pod swoją budką na swoją kolejkę :)
W budkach telefonicznych toczyło się życie towarzyskie i uczuciowe, ploteczki z
psiapsiółkami i załatwianie wszelkich spraw. Dla ścisłości, powinnam sprostować,
że ploteczki trwały tyle, ile impulsów
pozostało na karcie telefonicznej, a bywało, że ją „zżarło” ... o zgrozo! :)
Aparaty na monety były nielepsze – zżerały na potęgę! Ach, co to były za czasy!
:)
Planując więc mój
Walentynowy projekt dla Craftveny, nie mogłam odpuścić sobie zamontowania budki
telefonicznej jako motywu przewodniego, wokół którego toczy się cała
kompozycja. Nie było to zbyt kłopotliwe, bo budka
telefoniczna marki Scrapiniec znajduje się na półkach sklepu ,
sięgnęłam po nią więc zachłannie. Jednak, ponieważ budka jest formą
przestrzenną, wykorzystałam zaledwie jej front, pozostałe zaś części już nie
utworzą klasycznej budki, ale jakąś jej wariację, być może okna, itd. – zapewne
wykorzystam je w odpowiednim czasie. Jestem raczej spokojna o moją kreatywność,
wiem, że jak coś leży 2-3 lata, to nie dlatego, że się zmarnowało, a dlatego,
że właściwa pora jeszcze nie nadeszła. Zresztą sama budka, też przeleżała swoje
w czeluściach mojej pracowni.
Front zabarwiłam mgiełkami distress oxide spray w kolorze candied apple i lumberjack plaid ( bez użycia primera – hdf są porowate i doskonale przyjmują media, nie wymagają wcześniejszego gruntowania) Użycie dwóch odcieni daje świetną dwutonowość, należy jednak unikać całkowitego blendowania się kolorów – element pryskałam, podsuszałam, pryskałam znowu i znów podsuszałam, itd. w kilku krokach.
Zabawa z mgiełkami
trwała zresztą bardzo długo, ponieważ jak widzicie z monochromatyczności
projektu, barwiłam nimi także tło. Najpierw jednak wytłaczałam papier w
folderze do embossingu 3-D Texture Fades
marki Sizzix sygnowanym przez Tima Holtza (#665754) Foldery te dają niesamowite
efekty! Faktura jest wielopoziomowa, a głębokość wytłoczeń naprawdę imponująca,
w sklepie znajdziecie spory wybór, podkreślę też, że w zależności od aktualnej
dostępności produktu, Marta jest w stanie sprowadzić dla Was pożądany wzór ( a
na stronie www.timholtz.com
znajdziecie pełną paletę zaprojektowanych wzorów).
Papier czarny i
kraft przycinałam do formatu A6 (format folderu), zwilżałam lekko i
embossowałam w folderze, a następnie (w wysokim pudełku z czterema bocznymi
ściankami – dla ochrony przed możliwością zachlapania siebie, stołu i tego, co
na nim) spryskiwałam mgiełkami, po czym suszyłam nagrzewnicą,
a później pociągałam pastą
woskową SeeArt w kolorze umbra
palona i metal
srebro księżycowe, jak również woskiem
Finnabair w kolorze vintage
gold, zaś na koniec nabłyszczałam i zabezpieczałam strukturę
preparatem distress
micro glaze. Zwróćcie uwagę, że w zależności od użytego koloru
bazowego, efekt zabarwienia papieru jest inny . Kraft doskonale zachowuje
czerwień tuszy, czarny barwi się na nieco buraczkowo, ale pociągnięty woskami
świetnie udaje metal!
Czerwone arkusze
(kilka) posłużyły mi jako „tapeta” do wyklejenia całości ramki ( o bokach nie
wspomnę – to oczywiste, gdyż są widoczne, ale również i tyłu wraz z nóżką
podpierającą) i było to bardzo czasochłonne – odmierzanie, przycinanie,
„sztukowanie”. Z kolei w przypadku czarnego papieru, po wyembossowaniu w folderze,
spryskaniu mgiełkami, wysmarowaniu woskami (micro glaze to również preparat
woskowy) wycinałam wykrojnikiem TH#660220, a wycięte elementy naklejałam na
czerwone tło, zarówno pozytyw (cały element) jaki i negatyw (pojedyncze elementy
z wykroju)
ależało mi bowiem
na metalicznym wydźwięku całości. Dlatego punktowo metalizowałam jeszcze papier
za pomocą aplikatora
tuszu distress dabber i pudru do embossingu marki Lindy’s o wdzięcznej
nazwie chrome doesn't pay.
Pokrywałam nim nie tylko „metalowe” wycinki z wykrojnika i folderu, ale także
fragmentarycznie ramę i drzwi budki oraz całościowo trybiki z hdf
oraz odlewy trybików uzyskane z foremek Grungy
Frames i Steampunk
Hearts
Z kolei czarnym
pudrem Lindy's pokrywałam napis nad budką oraz wzór z maski
AB Studio uzyskany poprzez przetarcie przez nią czarnego
gesso Finnabair. Pamiętajcie, że embossing można wykonywać nie tylko
na tuszu do embossingu, także na podkładach i pastach, jednak absolutna suchość
struktury uzyskana w naturalny sposób jest tu konieczna! Inaczej medium zacznie
puchnąć , a tworzące się i pękające pod wpływem gorącego strumienia powietrza z
nagrzewnicy pęcherze, całkowicie pochłoną puder- z embossingu będą nici, a
powstała wskutek takiego działania struktura mocno zniekształcona i
niestetyczna.
Wróćmy jeszcze do
wspomnianej wcześniej foremki
Steampunk Hearts, którą widzicie na zdjęciu. Dzięki niej uzyskałam
serca, które nie są serduszkami – anatomiczne serca, których detale, takie jak
tętnice łączące się z przedsionkami, czy aorta, czy też drobne naczynia
włosowate oplatające mięsień, są tak niezwykle precyzyjne, że pozostawiają
czysty zachwyt nad kunsztem projektanta i perfekcją procesu produkcyjnego. Ale
w końcu @finnabair przyzwyczaiła nas już do produktów najwyższej jakości i
wzornictwa, same zaś foremki
Finnabair są niezmiennie zachwycające w wielu szczegółach i
stylistyce. Pracuję od lat na tych produktach, bardzo je zachwalam i Wam także
gorąco polecam!
Uzyskane z lekkiej masy plastycznej (cierpię aktualnie na brak żywicy) wyciski, barwiłam tak, jak wcześniej papier, mgiełkami distress oxide i dodatkowo farbką Dylusions Postbox Red, a po wysuszeniu pociągałam woskiem w kolorze emerald dla podkreślenia żyłek, jak również srebrną pastą woskową dla podkreślenia kół zębatych wtopionych w niektóre elementy. Częściowo stosowałam też embossing wspomnianym pudrem chrome doesn't pay. A efekt okazał się wspaniały! Mocno metaliczny, grunge’owy, surowy i konkretny – zero walentynkowej ściemy w słodkim wydaniu! (nadal nie wiem, czy nie wylecę za „takie walentynki”.. :) )
Co jeszcze
znajdziemy w moim projekcie? Drut, drut i jeszcze raz drut! Srebrny drucik
florystyczny, który zaplatałam w sieć w sposób swobodny i mało perfekcyjny, a co
było niezbędne w związku z pragnieniem symbolicznej wymowy tego projektu – nie
chodziło jedynie o drut kabli telefonicznych, no bo jak inaczej połączyć się z
ukochanym albo psiapsiółką? Podobnie jak serca stłoczone w bezpiecznej
przestrzeni budki, tak i druty splątane są w sieci skomplikowane, zagmatwane i
niejednokrotnie zapętlone w gordyjski supeł. Ludzkie losy i losy trudnych
relacji omawianych w budkach, albo wielowątkowe uczucia nazywane po imieniu z
nadzieją, że po drugiej stronie kabli, ktoś usłyszy słowo na „m” i zrozumie
jego znaczenie. Jak całe życie, jak całe serce, gorące i tętniące.
Jest wreszcie cała
seria myśli przewodnich wplątanych w wyznania miłosne zasłyszane w budce – tych
dostarczył Tim Holtz w swoich odbitkach z bardzo starego stempla #CMS100 oraz w
niedawnych tekturkach,
a ja bez umiaru użyłam tych najpiękniejszych, najgłębszych i najmądrzejszych –
mówiących o życiu, o miłości, o dobroci i o przyjaźni. Oczywiście nie byłabym sobą,
gdybym tabliczek tych, niczym drogowskazów, nie wysmarowała mediowymi kredkami distress
crayons w kolorach old paper
i black soot.
Jeśli jednak praca
Wam się podoba, dajcie mi znać w komentarzu. A jeśli nie, także mówcie wprost!
Przygotowując
kontrowersyjne projekty, twórca musi się liczyć z możliwością ich krytyki :)
Mam jednak nadzieję, że struna nie pękła podczas próby jej przeciągania – szefowa nie wyleje mnie w trybie natychmiastowym, jak również Wy zechcecie wpaść na bloga ponownie. Tak się bowiem składa, że zostaję w Design Teamie Craftveny na drugi sezon, czeka nas więc kolejne sześć miesięcy moich inspiracji. A jeśli jesteście ciekawi moich dalszych poczynań, zapraszam już za dwa tygodnie!
Tymczasem życzę Wam
wszystkiego najpiękniejszego i najgorętszego i ściskam z całej mocy trybiki
Waszych kreatywnych serc!
Ania
Kolejna zachwycająca praca Pani Aniu, gratuluję talentu.
OdpowiedzUsuń