czwartek, 25 stycznia 2024

MIXMEDIOWA RAMKA | INSPIRACJA ANNA JUREK

Witajcie!

Styczeń ma się ku końcowi i przeleciał jak z bicza trzasnął, prawda? Czy tylko mnie? Choć myślę, że i Wam czas pędzi jak oszalały. A dopiero co był grudzień i pamiętam, jak ustalałam z Martą „plan gry” na najbliższe inspiracje. Miało być mixmediowo i walentynkowo – takie życzenie Martusi. Przyznam, że szefuje mi z dużą pobłażliwością dla wszelkich moich zamysłów twórczych i w zasadzie pozostawia całkowita swobodę, co i jak będę robić. Niemniej tym razem bardzo mi zależało, aby spełnić jej sugestię. A skoro Walentynki – to musi być czerwień i muszą być serca, prawda? Podeszłam jednak do wyzwania nieco przekornie, bo walentynkowej słodyczy nie cierpię … Zależało mi też na tym, aby zaskoczyć Was nieco innym ujęciem tematu niż sztampowe róże i serduszka … Problem gryzł mnie przez dobre 2-3 tygodnie, a trybiki wyobraźni pracowały intensywnie w poszukiwaniu rozwiązań, aż pewnej nocy, podświadomość po prostu przyśniła mi gotowy projekt, a ja z wypiekami na twarzy obudziłam się i wiedziałam już, co zaproponuję tym razem. Ciekawi? Zobaczcie!


Mamy więc czerwień i są serca – lecz nie serduszka. Czy zadowolę szefową? Czy może stąpam po cienkim lodzie – pisząc ten post jeszcze tego nie wiem. Liczę jednak na to, że jakoś mi się upiecze. Powód? Wstawiłam w punkt centralny to, co szefowa kocha dozgonnie! :) Tak! Londyńska budka telefoniczna! A Wy jakie macie przeczucia? Wylecę z hukiem, czy przeciąganie struny jeszcze nie dobiegło końca..? :) A jeśli projekt wydaje się Wam kontrowersyjny, to dajcie mi szansę się wytłumaczyć :) Ciekawi argumentacji? Zapraszam!



Zastanawialiście się kiedyś, ile miłosnych wyznań słyszały budki telefoniczne? Bo ja się zastanawiałam… Także z tego powodu, że czasy moich szczenięcych uniesień sercowych przypadły wówczas, gdy telefony komórkowe były atrybutem wyłącznie biznesmenów z aktówkami, zaś młodzież wisiała na telefonie stacjonarnym w domu rodziców lub właśnie w budce. Zdaję sobie sprawę, że dzisiejszą młodzież tym zwierzeniem przerażę lub zniesmaczę, ale tak to było. Do akademika trudno było się dodzwonić, wszystkie linie zajęte godzinami. Znacznie łatwiej było się umówić z ukochanym na telefon do budki telefonicznej. I spędzało się w niej długie minuty, albo i godziny… zwłaszcza, jeśli on … zapomniał …  albo czekał pod swoją budką na swoją kolejkę :) W budkach telefonicznych toczyło się życie towarzyskie i uczuciowe, ploteczki z psiapsiółkami i załatwianie wszelkich spraw. Dla ścisłości, powinnam sprostować, że ploteczki trwały tyle, ile  impulsów pozostało na karcie telefonicznej, a bywało, że ją „zżarło” ... o zgrozo! :) Aparaty na monety były nielepsze – zżerały na potęgę! Ach, co to były za czasy! :)

Planując więc mój Walentynowy projekt dla Craftveny, nie mogłam odpuścić sobie zamontowania budki telefonicznej jako motywu przewodniego, wokół którego toczy się cała kompozycja. Nie było to zbyt kłopotliwe, bo budka telefoniczna marki Scrapiniec znajduje się na półkach sklepu , sięgnęłam po nią więc zachłannie. Jednak, ponieważ budka jest formą przestrzenną, wykorzystałam zaledwie jej front, pozostałe zaś części już nie utworzą klasycznej budki, ale jakąś jej wariację, być może okna, itd. – zapewne wykorzystam je w odpowiednim czasie. Jestem raczej spokojna o moją kreatywność, wiem, że jak coś leży 2-3 lata, to nie dlatego, że się zmarnowało, a dlatego, że właściwa pora jeszcze nie nadeszła. Zresztą sama budka, też przeleżała swoje w czeluściach mojej pracowni.

Front zabarwiłam mgiełkami distress oxide spray w kolorze candied apple i lumberjack plaid ( bez użycia primera – hdf są porowate i doskonale przyjmują media, nie wymagają wcześniejszego gruntowania) Użycie dwóch odcieni daje świetną dwutonowość, należy jednak unikać całkowitego blendowania się kolorów – element pryskałam, podsuszałam, pryskałam znowu i znów podsuszałam, itd. w kilku krokach.


Zabawa z mgiełkami trwała zresztą bardzo długo, ponieważ jak widzicie z monochromatyczności projektu, barwiłam nimi także tło. Najpierw jednak wytłaczałam papier w folderze do embossingu 3-D Texture Fades marki Sizzix sygnowanym przez Tima Holtza (#665754) Foldery te dają niesamowite efekty! Faktura jest wielopoziomowa, a głębokość wytłoczeń naprawdę imponująca, w sklepie znajdziecie spory wybór, podkreślę też, że w zależności od aktualnej dostępności produktu, Marta jest w stanie sprowadzić dla Was pożądany wzór ( a na stronie www.timholtz.com znajdziecie pełną paletę zaprojektowanych wzorów).



Papier czarny i kraft przycinałam do formatu A6 (format folderu), zwilżałam lekko i embossowałam w folderze, a następnie (w wysokim pudełku z czterema bocznymi ściankami – dla ochrony przed możliwością zachlapania siebie, stołu i tego, co na nim) spryskiwałam mgiełkami, po czym suszyłam nagrzewnicą, a później pociągałam pastą woskową SeeArt w kolorze umbra palona i metal srebro księżycowe, jak również woskiem Finnabair w kolorze vintage gold, zaś na koniec nabłyszczałam i zabezpieczałam strukturę preparatem distress micro glaze. Zwróćcie uwagę, że w zależności od użytego koloru bazowego, efekt zabarwienia papieru jest inny . Kraft doskonale zachowuje czerwień tuszy, czarny barwi się na nieco buraczkowo, ale pociągnięty woskami świetnie udaje metal!

Czerwone arkusze (kilka) posłużyły mi jako „tapeta” do wyklejenia całości ramki ( o bokach nie wspomnę – to oczywiste, gdyż są widoczne, ale również i tyłu wraz z nóżką podpierającą) i było to bardzo czasochłonne – odmierzanie, przycinanie, „sztukowanie”. Z kolei w przypadku czarnego papieru, po wyembossowaniu w folderze, spryskaniu mgiełkami, wysmarowaniu woskami (micro glaze to również preparat woskowy) wycinałam wykrojnikiem TH#660220, a wycięte elementy naklejałam na czerwone tło, zarówno pozytyw (cały element) jaki i negatyw (pojedyncze elementy z wykroju)


ależało mi bowiem na metalicznym wydźwięku całości. Dlatego punktowo metalizowałam jeszcze papier za pomocą aplikatora tuszu distress dabber i pudru do embossingu marki Lindy’s o wdzięcznej nazwie chrome doesn't pay. Pokrywałam nim nie tylko „metalowe” wycinki z wykrojnika i folderu, ale także fragmentarycznie ramę i drzwi budki oraz całościowo trybiki z hdf oraz odlewy trybików uzyskane z foremek Grungy Frames i Steampunk Hearts




Z kolei czarnym pudrem Lindy's pokrywałam napis nad budką oraz wzór z maski AB Studio uzyskany poprzez przetarcie przez nią czarnego gesso Finnabair. Pamiętajcie, że embossing można wykonywać nie tylko na tuszu do embossingu, także na podkładach i pastach, jednak absolutna suchość struktury uzyskana w naturalny sposób jest tu konieczna! Inaczej medium zacznie puchnąć , a tworzące się i pękające pod wpływem gorącego strumienia powietrza z nagrzewnicy pęcherze, całkowicie pochłoną puder- z embossingu będą nici, a powstała wskutek takiego działania struktura mocno zniekształcona i niestetyczna.



Wróćmy jeszcze do wspomnianej wcześniej foremki Steampunk Hearts, którą widzicie na zdjęciu. Dzięki niej uzyskałam serca, które nie są serduszkami – anatomiczne serca, których detale, takie jak tętnice łączące się z przedsionkami, czy aorta, czy też drobne naczynia włosowate oplatające mięsień, są tak niezwykle precyzyjne, że pozostawiają czysty zachwyt nad kunsztem projektanta i perfekcją procesu produkcyjnego. Ale w końcu @finnabair przyzwyczaiła nas już do produktów najwyższej jakości i wzornictwa, same zaś foremki Finnabair są niezmiennie zachwycające w wielu szczegółach i stylistyce. Pracuję od lat na tych produktach, bardzo je zachwalam i Wam także gorąco polecam!




Uzyskane z lekkiej masy plastycznej (cierpię aktualnie na brak żywicy) wyciski, barwiłam tak, jak wcześniej papier, mgiełkami distress oxide i dodatkowo farbką Dylusions Postbox Red, a po wysuszeniu pociągałam woskiem w kolorze emerald dla podkreślenia żyłek, jak również srebrną pastą woskową dla podkreślenia kół zębatych wtopionych w niektóre elementy. Częściowo stosowałam też embossing wspomnianym pudrem chrome doesn't pay. A efekt okazał się wspaniały! Mocno metaliczny, grunge’owy, surowy i konkretny – zero walentynkowej ściemy w słodkim wydaniu!  (nadal nie wiem, czy nie wylecę za „takie walentynki”.. :) )


Co jeszcze znajdziemy w moim projekcie? Drut, drut i jeszcze raz drut! Srebrny drucik florystyczny, który zaplatałam w sieć w sposób swobodny i mało perfekcyjny, a co było niezbędne w związku z pragnieniem symbolicznej wymowy tego projektu – nie chodziło jedynie o drut kabli telefonicznych, no bo jak inaczej połączyć się z ukochanym albo psiapsiółką? Podobnie jak serca stłoczone w bezpiecznej przestrzeni budki, tak i druty splątane są w sieci skomplikowane, zagmatwane i niejednokrotnie zapętlone w gordyjski supeł. Ludzkie losy i losy trudnych relacji omawianych w budkach, albo wielowątkowe uczucia nazywane po imieniu z nadzieją, że po drugiej stronie kabli, ktoś usłyszy słowo na „m” i zrozumie jego znaczenie. Jak całe życie, jak całe serce, gorące i tętniące.


Jest wreszcie cała seria myśli przewodnich wplątanych w wyznania miłosne zasłyszane w budce – tych dostarczył Tim Holtz w swoich odbitkach z bardzo starego stempla #CMS100 oraz w niedawnych tekturkach, a ja bez umiaru użyłam tych najpiękniejszych, najgłębszych i najmądrzejszych – mówiących o życiu, o miłości, o dobroci  i o przyjaźni. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym tabliczek tych, niczym drogowskazów, nie wysmarowała mediowymi kredkami distress crayons w kolorach old paper i black soot.

 A teraz pisząc Wam o tych wszystkich moich poczynaniach, które się działy w ostatnich dniach, nabieram przekonania, że niezależnie od tego, jaki będzie efekt przeciągania walentynkowej struny (gdyż szefową albo zirytuję, albo zachwycę) rozwój wypadków nie mógł być inny. Mam w głowie zawsze pewne zamysły i sądzę, że sam Einstein zacierałby dłonie na praktyczne potwierdzenie swojej teorii o prawie ciążenia, które jest silniejsze niż sam współczynnik przyspieszenia ziemskiego. Jednym słowem – nic nie poradzę. Znowu wyszło, jak wyszło.

Jeśli jednak praca Wam się podoba, dajcie mi znać w komentarzu. A jeśli nie, także mówcie wprost!

Przygotowując kontrowersyjne projekty, twórca musi się liczyć z możliwością ich krytyki :)

Mam jednak nadzieję, że struna nie pękła podczas próby jej przeciągania – szefowa nie wyleje mnie w trybie natychmiastowym, jak również Wy zechcecie wpaść na bloga ponownie. Tak się bowiem składa, że zostaję w Design Teamie Craftveny na drugi sezon, czeka nas więc kolejne sześć miesięcy moich inspiracji. A jeśli jesteście ciekawi moich dalszych poczynań, zapraszam już za dwa tygodnie!

Tymczasem życzę Wam wszystkiego najpiękniejszego i najgorętszego i ściskam z całej mocy trybiki Waszych kreatywnych serc!

Ania


1 Komentarzy:

  1. Kolejna zachwycająca praca Pani Aniu, gratuluję talentu.

    OdpowiedzUsuń