czwartek, 26 października 2023

MIXMEDIOWY KURS – HALLOWEENOWY HOMEDECOR - ANNA JUREK

Witajcie!

O tym, że czasami lubię ubrudzić sobie łapki, już wiecie, jeśli zdarzyło się, że zetknęliście się z moimi pracami na blogu Craftveny lub na Instagramie. Ale w tym projekcie pobrudziłam je sobie aż po łokcie! I mam nadzieję, że i Wy zechcecie się umorusać farbami, pastami, pudrami, masami plastycznymi i klejem, a także, że zechcecie chwilowo zamienić pracownię w pobojowisko z patykami z lasu rozłożonymi na podłodze, z pudrem do embossingu i płatkami miki na dywanie, z milionami skraweczków wypychanych szpikulcem z wykrojników, z pędzlami w każdym kącie stołu – jeden do tego, drugi do owego, a wszystkie potrzebne naraz, bo praca wre, nie wspominając o tym, że stół zawalony jest wszelkiego typu „upiększaczami” jak wycinki, kwiaty, liście, cekiny, perły i mikrokulki …

Nie zabrzmiało to zbyt zachęcająco, prawda…?

No dobrze, to może pokażę, o co chodzi, a Wy mi powiedzcie, czy jednak warto dla takiego efektu:




Jeśli więc pomimo całego chaosu, jaki obiecuję, zdecydujecie się na ten szalony krok ze mną, przygotujcie swoje miotły, gdyż projekt wymaga najpierw pewnej podróży… Moja co prawda odbyła się takim oto środkiem transportu, ale miotłą pewnie byłoby szybciej:



Tak! Kierunek : las! Poza tym, że zbierzecie niezbędne materiały i zażyjecie nieco tlenu, wprawicie się w wiedźmi nastrój … i tym razem to jest pozytywne określenie :)

I teraz nieco prywaty – mieszkam w Beskidach, u podnóży Babiej Góry (1725 m n.p.m.) - tej, która poza Tatrami jest drugim najwyższym szczytem w Polsce  i tej, o której krążą legendy związane z ludowymi wierzeniami – również tymi o czarownicach i wiedźmach, tej, która inaczej zwie się Diablakiem lub Diabelskim Szczytem… I na tym właśnie najwyższym szczycie masywu miały ponoć spotykać się czarownice na swoje sabaty… Mam więc to szczęście, że patyki na swój wiedźmi projekt zbieram w lesie, gdzie być może wiedźmy przed wiekami przycupnęły na chwilę odpoczynku w swej dalekiej wyprawie na spotkanie z koleżankami po fachu…

 

Ale zacznijmy od początku! Bo właściwie wszystkiemu winien jest Frank Garcia – amerykański projektant, który współpracuje z Prima Marketing i który sygnował swoim nazwiskiem tegoroczną halloweenową kolekcję Twilight (w tłumaczeniu : Zmierzch) tejże marki :

https://www.craftvena.com/?s=twilight&post_type=product

Gdy po raz pierwszy zobaczyłam jej zapowiedź w mediach, postanowiłam, że kupuję! A gdy kolekcja dotarła na półki www.craftvena.com , a Malwina @paperspellcrafts zrobiła jej przegląd na sklepowym kanale YouTube, dostałam bzika! :) Wiecie, nie świętuję halloweenu, przeraża mnie trochę ta atmosfera grozy i mroku, no ale chwileczkę – te papiery ?! Te papiery to bajka! Halloween w tonacji różu? Z nutami? Ze złotymi pająkami? Do tego złote chlapania, gotyckie czcionki, białe haftowane serweteczki, odręczne pismo i stare księgi? Taki halloween to ja kupuję! :)

Kupiłam więc całą masę produktów i postanowiłam, że choć świętowania nie będzie, jakaś dekoracja powstanie! Na dodatek wszystko zaczęło składać się w spójną całość – wiedźmy popijające herbatkę na damskim wieczorku - a niewykluczone, że eliksir długowieczności - moje zamiłowanie do różu i złota, patyki z lasu pod Babią Górą… a zatem tak : taki będzie mój najnowszy projekt! A skoro halloween, i skoro sabat, dekoracja musi być imprezowa,  musi być też jesienna, w końcu to październik. Wpadam więc na karkołomny pomysł stworzenia dekoracji ściennej złożonej z wiszących na gałęzi banerków (chorągiewki pojawiają się też na kartkach Twilight poddając mi tę myśl), a także na stworzenie do kompletu dekoracji na stolik kawowy, tak by popijając herbatkę ( lub jakiś „eliksir”) z inną wiedźmą (pst!), było miło i klimatycznie. Ma to być dynia – alterowana i bogato zdobiona – cóż, obiecywałam Wam jakiś jesienny vibe, zatem będzie!

Jesteście ciekawi procesu twórczego? Zróbcie herbatkę, tudzież dowolny eliksir, usiądźcie przy stole, najlepiej z inną wiedźmą :) tfu, z koleżanką… :) i zapraszam do czytania! Tych, którzy nie boją się artystycznego nieładu, także do wspólnej kreatywności. Zaczynamy!

 

DEKORACJA ŚCIENNA

Na początek wybieram arkusze kolekcji, którymi się zainspiruję w procesie twórczym:




Postanawiam bowiem, że nie będę korzystać bezpośrednio z arkuszy, by stworzyć tła moich banerków, gdyż… szkoda mi papieru… Kieruję się zasadą, że nowy zestaw zawsze przeznaczam na albumy. Po pierwsze, tych robię najwięcej, a po drugie, robiąc album nigdy do końca nie wiem , ile papieru będę potrzebować. A że nowym (dla mnie niefortunnym) pomysłem firmy Prima Marketing jest uszczuplenie zestawów, w związku z czym po zakupieniu zaledwie jednego nie mam za wiele materiału, uświadamiam sobie, że z papierem muszę postępować oszczędnie, jeśli album jednak ma powstać.

Zaczynam od przygotowania banerków z podobrazi malarskich na cienkiej płycie hdf. Kupiłam je na dziale artystycznym któregoś marketu , przeleżały jakiś czas i nadeszła pora, by z nich skorzystać. Nadaję banerkom trzy różne kształty, a tnąc trójkątny proporczyk odkrywam, że gdy odcięte fragmenty połączę, uzyskam kolejny trójkąt, będzie więc zatem czwarty banerek, identyczny jak wcześniej uzyskany trójkątny.



Wszystkie pokrywam białym gesso https://www.craftvena.com/produkt/media-gesso-geste-biale-pojemnik-zakrecany-250-ml-pojemnosc-prima-marketing-finnabair-art-basics-heavy-gesso-white/ za pomocą przeciętej w 1/3 gąbki kuchennej. Pomaga mi to uzyskać ciekawą fakturę i zazwyczaj tak maluję większe powierzchnie. Malowanie pędzlem wydaje mi się czasochłonne i nieestetyczne – po wyschnięciu na powierzchni zazwyczaj pozostają ślady prowadzenia pędzla. Decydując się na gąbkę mam ułatwione zadanie i gwarantuję sobie bardziej komfortową pracę. Oczywiście pokrywam warstwą gesso również boki, natomiast tył jest biały, ponadto nie będzie widoczny, maluję o tyle, o ile – żeby przejście z malowania boków było płynne i schludne.

Po wysuszeniu powierzchni przechodzę do nadania jej barw i grafik. Wzoruję się na kolekcji Twilight, które obfitują w nuty. Tutaj prywata nr 2 – ponieważ jestem absolwentką Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie, a całe dzieciństwo i młodość poświęciłam nauce gry na fortepianie, posiadam mnóstwo starych nut. Sięgam więc do otchłani półek w domu moich rodziców, gdzie w spokoju leżą pożółkłe stare zbiory nie podejrzewając, że zachłanna dłoń przerwie ich wieloletni letarg. Wyjmuję plik, dłonią ścieram warstwę kurzu, wybieram zbiór Sergiusza Prokofiewa, który po prostu nawinął się pod rękę, ale idealnie! Prokofiew kojarzy mi się z czarownicami, bo przecież grałam kiedyś jego Podszepty Diabelskie op.4 na fortepian. Zresztą w ogóle jest to kompozytor, którego utwory były przez współczesną mu publiczność i krytykę odbierane jako futurystyczno-skandaliczne; wprawiały słuchaczy w osłupienie, wykraczały bowiem poza ramy estetyczne charakteryzujące epokę – nowatorstwo pobrzmiewało w każdej frazie i dotyczyło harmonii, melodyki, artykulacji (sposobu wydobycia dźwięku), agogiki (tempa, jego zmian), dynamiki (siły natężenia dźwięku), itd. Ale też cała twórczość Prokofiewa niesie echo ballad, magii, mrocznych emocji i obsesyjnych klimatów.. Gość urodzony u schyłku XIX wieku i wykształcony według starej rosyjskiej szkoły lirycznej, zamiast tworzyć w duchu późnego dojrzałego romantyzmu, już podczas studiów w Petersburgu, które rozpoczął mając 13 lat! stał się prekursorem muzyki XX wieku z jej szokującą awangardowością. Dziś – bułeczka na śniadanko, ale wtedy… Och…

Szarpię więc karty starych nut na mniejsze fragmenty, a konkretnie zapis utworu „Chodzi księżyc po łące”, co odkrywam odwracając kartę (i jak tu nie wierzyć w przeznaczenie i magię?!) i przyklejam do bazy w różnych miejscach, bo kompletnie nie wiem jeszcze jak poprowadzi mnie wyobraźnia i jak będą wyglądały na kanwach gotowe kompozycje. Wykorzystuję gesso bezbarwne https://www.craftvena.com/produkt/media-standardowe-przezroczyste-pojemnik-zakrecany-250-ml-pojemnosc-prima-marketing-finnabair-art-basics-gesso-clear-transparent/ , którym pokrywam zarówno spodnią, jak i wierzchnią powierzchnię naklejanego fragmentu papieru nutowego. Pomoże mi to zmiękczyć papier i dobrze skleić go z bazą, umożliwi zachowanie wzoru, nawet jeśli użyję na niego później inne medium. Brzegi blenduję z tłem za pomocą śmietankowo-waniliowej farby akrylowej, którą mam w swoich zasobach.


Później przeglądam moje wzorniki kolorystyczne ( zachęcam Was do przygotowywania wzorników, bo to niejednokrotnie ułatwia podjęcie decyzji, przyspiesza pracę) i wybieram te farby, które będą odcieniem najbardziej zbliżone do kolorów zastosowanych w kolekcji Twilight. Dążę do ujednolicenia, ponieważ po skończeniu projektu i udekorowaniu salonu, zabiorę się za album, w którym wykorzystam papiery zestawu i wkleję zdjęcia tych dekoracji, a w kieszonkach umieszczę wydruk tego posta, tak „na pamiątkę” :) Będzie więc to wyglądało, jak myślę, super!

Idąc tym tokiem myślenia, wybieram farby metaliczne Finnabair https://www.craftvena.com/produkt/967789-media-farba-akrylowa-metaliczna-rozowa-pojemnik-zakrecany-50-ml-pojemnosc-prima-marketing-finnabair-art-alchemy-metallique-spring-blossom/ oraz

https://www.craftvena.com/produkt/media-farby-akrylowe-metaliczne-dwutonowe-opal-magic-rozowo-zielony-pojemnik-zakrecany-50-ml-pojemnosc-prima-marketing-finnabair-art-alchemy-aqua-rose/ , ale też nieobecny już w sklepie kolor Rose Gold, a ponadto farby metaliczne Fabriki Dekoru, również dawny asortyment, u mnie leżący już pewnie ze dwa lata – kolory Pink Shabby i Golden Rose.

Blenduję je (również gąbką), tak by wzajemnie się przenikały, a granice między odcieniami nie były dostrzegalne.

Na mokrą farbę naklejam płatki złotej miki https://www.craftvena.com/produkt/seea-elementy-ozdobne-naturalne-mika-gruba-20g-w-opakowaniu-seeart-zlota-ciemna/, maczam pędzel w transparentnym gesso, którego używałam do przyklejenia podartych arkuszy nutowych i pociągam po powierzchni, tak by mika nie odpadała nadmiernie – częściowo tak, czy inaczej, to nastąpi, ponieważ moje pociągnięcia są delikatne, tak by nie zmatowić błysku płatków. I znowu – widzicie tu nawiązanie do złotych plamek nakrapianych na arkuszach kolekcji Twilight.


Kolorystyka zaczyna wyglądać ciekawie, ale decyduję się pójść o krok dalej i przenieść na moje chorągiewki kolejny element z Twilight – odręczne pismo. Znajduję w swoich zasobach odpowiednią maskę, Wam polecam asortyment z półek Craftveny :  https://www.craftvena.com/?s=maska&post_type=product , a następnie przecierając przez maskę pastę strukturalną https://www.craftvena.com/produkt/stam-media-pasta-strukturalna-modelujaca-matowa-biala-pojemnik-zakrecany-150-ml-pojemnosc-stamperia-volume-paste/ posypuję czarnym pudrem do embossingu https://www.craftvena.com/produkt/ep_boogie_down_black-media-puder-do-embossingu-drobnoziarniste-do-detali-czarny-lindys-gang-14-g-w-opakowaniu-boogie-down-black/ . Uwaga techniczna : embossing na paście można wykonać tylko po jej wyschnięciu w naturalny sposób (co zajmuje około 30 minut, w zależności od obszerności wzoru). W innym wypadku puder zgrzewając się będzie rozgrzewał pastę w gwałtowny sposób, a zawarta w niej woda doprowadzona do wrzenia będzie powodowała pęcznienie pasty, bo pęcherzyki pary wodnej będą szukały ujścia – utworzą się nieestetyczne bąble i wzór zacznie się zniekształcać. W przypadku misternych i precyzyjnych wzorów, takich jak mój, oznaczałoby to totalną skuchę, czekam więc cierpliwie idąc po kolejną kawkę, a tę uwielbiam! (prywata nr 3)

Po wykonaniu embossingu efekt tak mi się podoba, że postanawiam pociągnąć brzegi moich banerków distress dabberem https://www.craftvena.com/produkt/rang-tusz-w-plynie-wodny-distress-embossing-dabber-ranger-embossing-dabber-29-ml-pojemnosc-transparnetny-distress-embossing-dabber/ i posypać w/w czarnym pudrem, po czy zgrzewam puder już bez zwłoki (tusz można embossować zaraz po nałożeniu, gdyż schnie samoistnie niemal natychmiastowo) korzystając z nagrzewnicy https://www.craftvena.com/?s=nagrzewnica&post_type=product



Do efektu końcowego jeszcze nam daleko, ale podłoże do ozdabiania jest już gotowe, gdy więc nadejdzie ten etap pracy, będę mogła natychmiast zacząć działać. A póki co, pora zabrać się za stworzenie bazy dyni, bo to będzie dość czasochłonne, bierzemy się więc za to jak najprędzej.

 

DEKORACJA STOŁOWA

Do przygotowania jej wykorzystuję duże styropianowe jajo i lekką masę plastyczną (2 opakowania).   Z pracą przenoszę się do kuchni, gdzie wyjmuję deskę do krojenia i porządny, ostry nóż. Odcinam jedną stronę jajka tak, aby mogło samodzielnie stać.  Następnie tak przygotowane stawiam odciętą częścią na podkładce i wprowadzam od góry jeden z patyków przyniesionych z lasu. Powstały otwór jest nieregularny, ponieważ styropian się wykrusza, zatem aby usztywnić w nim patyk, zalewam szpary klejem na gorąco. Klej co prawda trochę topi styropian, ale i tworzy z nim stałe i mocne połączenie. Tak przygotowane pozostawiam do swobodnego ostudzenia i utwardzenia.

Przechodzę do kolejnego kroku – zabezpieczam kuchenny blat silikonową matą , a następnie każde z obu przygotowanych wcześniej opakowań lekkiej masy plastycznej https://www.craftvena.com/produkt/stam-media-masa-lekka-do-foremek-biala-stamperia-160-gram-24h-czas-schniecia-w-zaleznosci-od-grubosci-soft-clay-white-extra-light/ otwieram, a porcję masy kroję na cztery części ( w sumie mam więc osiem).


 Każdą roluję dłońmi o kuchenny blat, tak aby środek był obszerny, a końcówki zwężone i cienkie, a następnie rozpłaszczam palcami na całej długości. Powstały w ten sposób płat smaruję od spodu i nakładam na styropian lekko dociskając.

 


Płat jest przymocowany na właściwym miejscu, klej będzie sechł jeszcze chwilę, masa o wiele dłużej, jednak masa wymaga jeszcze wygładzenia po bokach i na wierzchu, tak aby nie było widać zagnieceń od formowania palcami i dociskania do bazy. Co robię? Obficie polewam klejem (ja jestem z ekipy Magic, pomimo różnych jego mankamentów) i wcieram w płat. Zobaczycie wykonując ten krok, jak podatna na kształtowanie staje się masa, wygładzam wszystko idealnie , mam też pewność, że struktura będzie sztywniejsza i mocniejsza. Klej, to klej.

Tak postępuję w kolejnych siedmiu porcjach masy – roluję, rozpłaszczam, smaruję klejem, nakładam na jajo, smaruję ponownie z wierzchu, nadaję gładkość i pożądany kształt – jednym słowem modeluję, tak aby uzyskać coś na kształt dyni… :) Nie śmiejcie się – moi faceci przeprowadzili w domu ankietę, czy to, co stoi w kuchni, jest :

a) obiadem …. (???? J)

b) dekoracją

Instynkt przetrwania ( a może zapach???) podpowiedział im, że to nie obiad. Nastąpiła dalsza część ankiety: tylko 25% ankietowanych (dzięki Filipciu! Spotka Cię, syneczku, nagroda) odpowiedziała, że jest to dynia. 75% (Krzysztof, Maciek, Kacper – buuu! O potwory! Zemszczę się w stosownym czasie!) uznało, że to bliżej nieokreślone dziwactwo, jednak z całą pewnością nie dynia

A Wy? Jak uważacie? Na Was zemścić się nie mogę, więc nie obawiajcie się, szczerość będzie ok! :)


Ignoruję grono prześmiewców i wynoszę DYNIĘ na taras. Październikowe słonko nieźle przypieka, masa będzie schła szybciej, a nie ukrywam, że energia mnie rozpiera, bo chcę już wreszcie dekorować! A zbliżamy się do tego etapu wielkimi krokami!

Gdy więc po południu się ochładza i czuć w powietrzu jesienną wilgoć, wnoszę dynię do środka, bo ma wilgoć oddać, a nie przyjąć tę z zewnątrz, uznaję, że dłużej nie wytrzymam i zaczynam malować. Powierzchniowo mój projekt jest suchy, ale zdaję sobie sprawę, że masa jeszcze będzie schnąć kilkanaście godzin.

Jeśli chodzi o malowanie, działam w dokładnie identyczny sposób, jak w przypadku banerków : zagruntowanie, papier nutowy i waniliowa farbka, farby w odcieniach różu (wszystko nakładane i blendowane gąbką), złota mika, fragmenty „skorupki gessowej” uzyskanej z foremki strukturalnej (tę przyklejam gorącym klejem, bo on rozmiękczy sztywną płaszczyznę tak, że będę mogła naklejać na wypukłości i żłobienia mojej dyni.

Ręce drżą mi z emocji, bo nadchodzi mój ulubiony etap pracy – moment, w którym projekt nabiera wyrazu i uzyskuje ostateczny wygląd, czyli…

 

UPIĘKSZANIE

Zaczynam zabawę od wycięcia domków – gdzieś przecież te czarownice muszą mieszkać. Korzystam z wykrojnika Tima Holtza #664735 i bazuję na papierze czarnym matowym, z którego wycinam tło, zaś detale – z błyszczącego czarnego papieru z zestawu #94111 Idea-ology Tim Holtz. Po sklejeniu prezentują się zachęcająco


Jeszcze ważniejszym elementem dekoracji będą kwiaty wykonane z liści uzyskanych z wykrojnika #665559. To jest arcyciekawy wzór – liście są perforowane, niczym te naturalne, jesienne, opadłe i suche. Możecie jednak wykorzystać taki wykrojnik, jaki posiadacie. Podpowiedź – podobne perforacje, jak te na moich wykrojnikach, możecie zrobić własnoręcznie – nożyczki, ciach ciach i już :)

Listeczki będą klejone w kwiaty – marzy mi się coś na kształt poinsecji, zanim je jednak posklejam, rozkładam na stole, wyjmuję wcześniej wspomniane farby metaliczne, pędzle, atomizer z wodą i chlapię. Korzystam też ze złotej farby https://www.craftvena.com/produkt/967741-media-farba-akrylowa-blyszczaca-sparks-zlota-pojemnik-zakrecany-50-ml-pojemnosc-prima-marketing-finnabair-art-alchemy-sparks-chest-of-gold/


Gdy wyschną, tworzę kwiaty sklejając listki klejem na gorąco (w sklepie znajdziecie spory wybór) https://www.craftvena.com/?s=pistolet+do+kleju&post_type=product, jako środek przyklejam pomponik z pasmanterii, a następnie miejscami smaruję pędzlem umoczonym w transparentnym gesso Finnabair , z którego już korzystałam przy płatkach miki i nutach. Posmarowane miejsca posypuję złotym brokatem oraz czarną miką https://www.craftvena.com/produkt/seea-elementy-ozdobne-naturalne-mika-gruba-20g-w-opakowaniu-seeart-czarna/ i pozostawiam do wyschnięcia.


Wykorzystuję też foremkę strukturalną Stamperii, z którą pracuję w taki sposób: pokrywam czarnym gesso https://www.craftvena.com/produkt/media-gesso-geste-czarne-pojemnik-zakrecany-250-ml-pojemnosc-prima-marketing-finnabair-art-basics-heavy-gesso-black/ i pozostawiam do wyschnięcia na dwa dni, a potem zaschniętą skorupkę wyjmuję z formy. Te dwie skorupki wykonałam odpowiednio wcześniej, a do projektu pociągnęłam je złotym woskiem https://www.craftvena.com/produkt/seea-media-wosk-pasta-woskowa-metaliczna-polkryjaca-zlota-sloik-20-ml-pojemnosc-seeart-zloto-krolewskie/ - narzędzie? Palec – zawsze!


Nadchodzi wiekopomna chwila, gdy wyjmuję arkusze Twilight, nożyczki Tima Holtza https://www.craftvena.com/?s=no%C5%BCyczki+Tim&post_type=product i wycinam  wybrane karty, jednak dokładam starań, by nie było równo! Odwrotnie - wszystkie tnę według mojego sposobu na „stare i poszarpane” – nie wiem, jak to określić – robię takie ruchy ni to skubanie, ni to dziubanie, a następnie „drapię” paznokciem. Efekt tych manewrów jest taki:


Brzegi oczywiście będę jeszcze pociągać czarnym tuszem Memento,  https://www.craftvena.com/produkt/me-900-tsuk-tusz-w-poduszce-wodoodporny-10x7-cm-wymiar-czarny-tsukineko-momento-tuxedo-black/ .

Przygotowuję sobie jeszcze kilka elementów wybranych z zestawu halloweenowych tekturek  Tima Holtza https://www.craftvena.com/produkt/timh-elementy-ozdobne-tekturowe-baseboards-vintage-tim-holtz-ideaology-multikolor-125x175-mm-wymiar-zestawu-31-szt-w-zestawie-baseboards-halloween/

- dodatki takie jak stara czarna siateczka z akcesoriów sportowych, wykroje serwetki i gałązek, sznurki woskowe, oraz akcesoria upiększające, a konkretnie:

- perły https://www.craftvena.com/produkt/995829-elementy-ozdobne-szklane-perly-z-polyskiem-prima-marketing-memory-hardware-kremowy-niebieski-rozowy-212g-w-opakowaniu-pearls-iv-nightfall/

- #mixvenki MM-035 https://www.craftvena.com/produkt/cv-elementy-ozdobne-tworzywo-sztuczne-mixvenki-10-ml-pojemnosc-uniwersalne-do-kolekcji-her-story-multikolor-bez-roz-zgranat-zloto-craftvena/

- cekiny Picket Fence o intrygującej nazwie Vegas Baby https://www.craftvena.com/produkt/pfst-elementy-ozdobne-tworzywo-sztuczne-cekiny-standardowe-14-gram-multikolor-odcienie-rozu-zlota-picket-fence-studios-vegas-baby-sequin-mix/

- kryształki z kolekcji Twilight https://www.craftvena.com/produkt/griii-prim-elementy-ozdobne-tworzywo-sztuczne-krysztalki-mix-matowe-z-brokatem-48-szt-w-opakowaniu-multikolor-prima-marketing-twilight-say-it-in-crystals/

- kwiaty z kolekcji Twilight https://www.craftvena.com/?s=Twilight&post_type=product, a konkretnie zestawy #667849, #667856 i #667863 – zauważcie, że wybieram wyłącznie kolor czarny i różowy, gdyż ten żółty to kompletnie inna żółć niż odcień papierów Twilight, na którym się wzorowałam, który starałam się skopiować  i który ostatecznie uzyskały moje prace

- cekiny z pasmanterii, które mam od wieków

- mikrokulki z moich zasobów

Zaczynam działać z ozdabianiem, gdy jednak wykańczam perłami i cekinami przyklejając je supermocnym klejem https://www.craftvena.com/produkt/media-gel-medium-blyszczace-bardzo-geste-przezroczyste-pojemnik-zakrecany-250-ml-pojemnosc-prima-marketing-finnabair-art-basics-heavy-body-gel/, muszę zaczekać, aż żel ten się utwardzi.


Nie będę jednak siedzieć bezczynnie, gdyż dochodzę do wniosku, że w tak ozdobnym projekcie, szarobure patyki i gałęzie nie wyglądają dobrze. Odkręcam więc kolejny raz słoiczki z farbami, płatkami miki, transparentnym gesso. Wyjmuję też … dabber, czarny puder do embossingu i decyduję, że gałęzie pomaluję, pozłocę miką i wykonam na końcu na nich embossing. I ten efekt to jest petarda! Czarny zgrzany puder na patykach prezentuje się niczym smoła… Cóż lepszego mogę osiągnąć w projekcie, który inspirowany jest sabatem czarownic na Babiej Górze ?! Sabatem, na których tańcom i zaklęciom towarzyszą ogniste języki czerwonych płomieni buchające w rozpalone niebo, a gęsty czarny dym spowija tanecznice niczym mgła…  Zresztą spójrzcie:


ałe to malowanie patyków (w czasie którego moi faceci krążą wokół „scrapowni” niczym błędni rycerze w czasie pełni księżyca, spoglądają ukradkiem w obawie, że mi odbiło – nie dość, że przywlokłam z lasu gałęzie, to je jeszcze maluję!) zajmuje mi na tyle długo, że gel medium jest już porządnie utwardzone. Można więc unieść banery bez ryzyka, że coś z nich odpadnie.

Zatem unoszę, od tylnej strony gorącym klejem przytwierdzam do „plecków” w tej samej odległości od lewego i prawego brzegu banerka czarny woskowy sznurek i pozostawiam te mocowania do zaschnięcia. W ten sam sposób postępuję z każdym zaczepem. Następnie sznurki owijam wokół gałęzi, zawiązuję supełki i unoszę. I co? No… chyba działa… w każdym razie wisi, dynda, przez głowę przelatuje mi myśl niczym błyskawica, jak wiele czarownic zawisło? Jak wielu zawisło przez ich mroczne interwencje? Odsuwam ją na bok, bo w gruncie rzeczy nie wierzę w ich absolutne zło, a zresztą te przedstawione przez Franka Garcię wyglądają sympatycznie popijając herbatkę, kawkę albo eliksir w białej porcelanie. Uśmiechnięte, radosne, szczęśliwe we własnym gronie i oddane misji, którą wybrały, lub która wybrała je… Nagle dostrzegam podobieństwo do nas scraperek :) my też lubimy sabaty w Poznaniu, Warszawie i Krakowie, prawda? Uwielbiamy coś gorącego do ploteczek i tworzenia – kawki, herbatki i eliksiry… A że oddane jesteśmy misji, którą wybrałyśmy i która wybrała nas, o tym przekonywać nie muszę… Nie mam też absolutnie żadnych wątpliwości, że i czarować umiemy naszych mężczyzn w stylu „A to? Eee.. to mam już całe wieki, na dodatek kupione na wyprzedaży za parę groszy” i mamy diabli węch do nożyczek Tima Holtza, które mężuś pożyczy ukradkiem do przycinania kabli i drutów w garażu, a jednak tracimy ten węch zupełnie, gdy węchu dostaje on i wzywa pytaniem „Co się stało z pieniędzmi na koncie?” A gdy w samoobronie atakujesz go zarzutami o wścibstwo i małostkowość (wszak wiemy, iż atak najlepszą obroną…) nieraz i lecą różne zaklęcia, a z drugiej strony pochopne wnioski pt. „wiedźma”… Ech… No jednym słowem, mamy w sobie coś z czarownic :)

Bo jak inaczej wytłumaczyć te wszystkie piękności, które wyczarowujemy naszymi dłońmi? (zwłaszcza, że wszystko z czego korzystamy jest „stare” i niemal „bezwartościowe” … :) choć ma wiele wspólnego z pieniędzmi uciekającymi z konta… )

I również jak wytłumaczyć to, że moja ściana wygląda obecnie tak:


A poszczególne elementy ozdoby prezentują się następująco:

Banerek 1:

Banerek 2 :


Banerek 3:


Banerek 4 (na oddzielnej, mniejszej gałęzi):


Gałąź, na której zawisły moje kompozycje prezentuje się tak:


A teraz temat drażliwy: dynia to czy nie dynia? (wynik ankiety domowej : „Na pewno nie dynia! Dynie są żółte”… :) no cóż… ) Jakkolwiek odbieracie ten niesprecyzowany różowy obiekt z papierem nutowym i toną ozdób, wygląda ostatecznie tak:


Nowe ozdoby do salonu gotowe, panowie będą mieć aż do 31 października sporo okazji i możliwości, by przyglądać się różowemu czemuś i doszukiwać w tym prawdziwej jesiennej dyni. A może nie-takiej-prawdziwej… Może ta dynia jest tak wyjątkowa, jak wyjątkowe były wiedźmy, które mnie zainspirowały do projektu spoglądając z grafik kolekcji Twilight. Albo ich dalekie krewne, które na Babiej Górze odprawiały swoje sabaty, a za zamkniętymi drzwiami swoich chat studiowały tajemne księgozbiory, zdobywały zakazaną wiedzę i miały tyle odwagi i ciekawości, by zastosować ją w praktyce. I być może one wykarczowały współczesnym kobietom drogę do wolności, swobody, niezależności i samorealizacji?


 Powyższym akcentem kończymy nasze dzisiejsze spotkanie, za które bardzo Wam dziękuję! Mam nadzieję, że tak jak ja, i Wy miło spędziliście ten czas!

Jeżeli taka inspiracja Wam się podoba, macie szansę wykonać ten projekt lub potraktować go jako punkt wyjścia do własnych poszukiwań twórczych, do czego zachęcam, gdyż nic nie działa na rozwój artystyczny tak, jak podążanie własną ścieżką!

A jeżeli moje pomysły Wam się podobają, szukajcie mnie na Instagramie i wypatrujcie kolejnych poczynań! Dzielcie się też z przyjaciółmi linkiem do tego bloga! Będzie nam bardzo miło, jeżeli grono odbiorców będzie się powiększać – pracujemy przecież dla Was i dokładamy starań, by nasz repertuar zaskakiwał, jak twórczość Sergiusza Prokofiewa w minionym stuleciu!

Żegnam się więc, lecz nie na długo, bo kolejne spotkanie już za dwa tygodnie. Będę w tym czasie pracować nad nowym pomysłem i nad nową dla Was inspiracją :)

Do zobaczenia!

Ania

0 Komentarzy:

Prześlij komentarz